Pamiętam, gdy na pierwszym roku studiów czytaliśmy Władcę much Williama Goldinga. Któryś z wykładów poparty był filmem Petera Brooka z 1963 roku. Wtedy byłem zdumiony poziomem okrucieństwa, jakiego mogą dopuścić się jednostki ludzkie tak niewinne, bo kilku- i kilkunastoletnie. Potem obejrzałem Białą wstążkę i kilka innych filmów, w których tematem było zezwierzęcenie człowieka, odarcie go z wszelkich objaw humanitaryzmu. A potem przyszło Dogville.

Znakiem firmowym Larsa von Triera jest ekscentryzm. Ekscentryzm przejawiający się nie tylko w sposobie bycia, nie tylko w pomysłach duńskiego twórcy, ale w warstwie fabularnej i formalnej jego filmów. Jego Dogville to mariaż sztuki teatralnej, dokumentu, dramatu psychologicznego, amatorskiego nagrania i Bóg wie, czego jeszcze. Już oprawa pierwszego ujęcia – niby ciemna scena, domostwa rozrysowane w rzucie pionowym, bez ścian ani dachów – zwiastuje niezwykłość tej produkcji. Bezbłędny John Hurt jako narrator odpowiednią modulacją raz po raz stopniuje napięcia lub rozluźnia atmosferę. Von Trier po raz kolejny swoją opowieść podzielił na rozdziały, których tytuły w sposób bardzo dosłowny zapowiadają nadchodzące wydarzenia.

Duńczyk niby pod mikroskopem przygląda się mechanizmom zarządzającym ludzkimi relacjami. Reżyser występuje tu w roli badacza prowadzącego eksperyment psychosocjologiczny. W mikromiasteczku u wejścia do byłej kopalni mieszka ledwie kilkanaście dorosłych osób i kilkoro dzieci. Jest też jeden pies. Wszyscy oczywiście znają się niczym jedna wielka rodzina. I w tę mikrospołeczność wkracza ktoś obcy – piękna dziewczyna, która ucieka przed goniącymi ją bandytami. Dogville oddalone jest od innych zabudowań na tyle, by udzielić Grace skutecznego schronienia.

Rozpoczyna się debata mieszkańców – czy podjąć ryzyko i udzielić azylu biedaczce, czy też przegnać intruza. Młody pisarz, Thomas Edison jr (nie TEN Edison, jak chcielibyśmy myśleć), ulega jednak urokowi Grace i przekonuje radę miasteczka, by dać dziewczynie dwa tygodnie na przekonanie mieszkańców do siebie. Dzięki wrodzonej życzliwości z łatwością jej się to udaje. Grace pomaga wszystkim mieszkańcom, w zamian oczekując jedynie akceptacji. Lecz gdy za dziewczyną wysłany zostaje list gończy, mieszkańcy Dogville oczekują od Grace jeszcze większego zaangażowania.

Lars von Trier skupia się na ludzkiej naturze, która odsłania w Dogville swe najgorsze strony. Obywatele Dogville, czując możliwość jeszcze większego wykorzystania Grace, czynią z niej niewolnicę. Ostatni błysk człowieczeństwa gaśnie w oczach mieszkańców miasteczka, gdy biorą Grace w niewolę, zakładając jej obrożę i przykuwając łańcuchem do ciężkiego głazu.

Pozbawiając dziewczynę resztek godności, sami stają się potworami. Nawet Edison jr, niegdyś największy orędownik akceptacji Grace i jej ukochany, zdradza ją i skazuje na śmierć. Ta jednak nie przychodzi. Grace, która wszystko wybaczała, wszystko starała się wytłumaczyć, otrzymuje swoją zemstę.

Kamera, śledząca twarze i wydarzenia z manierą znaną z rodzinnych przyjęć, doskonale portretuje wszystkie emocje, którymi aż kipi to małe miasteczko. Przemoc, zło, gwałt – to wszystko drzemie w prostolinijnych i życzliwych z pozoru ludziach. Nicole Kidman, Paul Bettany, Stellan SkarsgÃ¥rd, Patricia Clarkson – plejada znakomitości dokonuje wiwisekcji ludzkiego zła, demaskuje je. I przeraża.

Quentin Tarantino, oglądając końcowe sceny Dogville, musiał żałować, iż sam nie wymyślił takiego grande finale. Dzieło sztuki. Traktat filozoficzny. Eksperyment. Tym wszystkim jest Dogville. A być może czymś dużo, dużo większym.

Tytuł: Dogville
Premiera: 19.05.2003
Scenariusz i reżyseria: Lars von Trier
Zdjęcia: Anthony Dod Mantle
Muzyka: The English Concert (wykonanie muzyki Antonio Vivaldiego)
Obsada: Nicole Kidman, Paul Bettany, Stellan Skarsgård, Lauren Bacall, James Caan, Patricia Clarkson, Jeremy Davies, Philip Baker Hall, John Hurt, Chloë Sevigny

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *