Klub dyskusyjny, choć opowiada o zmaganiach intelektualnych, jest czystym gatunkowo dramatem sportowym. Wszelkie elementy tego gatunku – charyzmatyczny trener, ciężkie treningi i marsz ku zwycięstwu – są tu obecne, co czyni drugą fabułę Denzela Washingtona klasyczną opowieścią o sportowej rywalizacji.

Oczywiście jest to prawdą tylko dla podstawowych założeń narracyjnych tej produkcji. Klub… jest bowiem czymś znacznie więcej – przynajmniej w zamyśle. To historia człowieka zmagającego się nie tylko z nieśmiałością i kompleksami swoich podopiecznych, ale też z całym mnóstwem rasowej nienawiści, której w latach 30. na południu Stanów doświadczali Afroamerykanie. Melvin B. Tolson to prawdziwa postać – pod koniec lat 20. pomógł swoim studentom w Wiley College w Teksasie założyć pierwszy klub dyskusyjny na tej uczelni. Co więcej, na tyle zainspirował swoich uczniów, że ci sprzeciwili się nie tylko rasowym podziałom, ale własnym słabościom, rzucając wyzwanie wielkiemu Harvardowi. W 1935 r. Wiley Forensic Society zdobyło mistrzostwo USA po pokonaniu Uniwersytetu Południowej Kaliforni w obecności ponadtysięcznej widowni.

Kino lubi takie historie. Kino lubi takie postacie. Charyzmatyczny Tolson w wykonaniu Washingtona jest prawdziwym przyjacielem swoich studentów – surowym, ale troskliwym. Dwukrotny laureat Oscara lubi takie role – szlachetnych, godnych naśladowania, niemal krystalicznych. Melvin Tolson nie był jednak zupełnie transparentny, miał skłonności komunistyczne, źle postrzegane w tamtych czasach, ale inspirował młodzież, chronił ją, nakłaniał do walki o należną jej godność. Klub dyskusyjny stara się przypominać współczesnym widzom, jak wielkim problemem kilkadziesiąt lat temu była nienawiść rasowa. Miejscem akcji jest dzikie Południe, najbardziej ekstremistyczne w swoich działaniach przeciwko Afroamerykanom. Nie chodzi tu o segregację czy dyskryminację rasową – ciemnoskórzy obywatele byli po prostu mordowani, a będący u władzy puszczali te zbrodnie płazem. Washington przypomina te czasy, prowokując białą Amerykę do uderzenia się w pierś.

Nie brakuje w Klubie… płomiennych przemówień i aktów odwagi. Tolson i jego uczniowie ukazani są niczym mityczni herosi, obalający podziały, walczący z dyskryminacją. Forest Whitaker mówi niemal wierszem, stanowiąc nieustanną inspirację dla swojego syna, nastoletniego geniusza, a śliczna Jurnee Smollett rozkochuje w sobie mężczyzn, dumnie przecierając szlaki jako pierwsza kobieta w klubie dyskusyjnym Wiley. Każde wydarzenie w filmie Washingtona jest przełomowe i aż nadto patetyczne.

Doceniam intencje reżysera, jednak powinien mieć świadomość, że trudno robi się filmy o wielkich ludziach i wydarzeniach. Zamiast interesującej kinowej biografii przygotował wygładzoną laurkę, która, zamiast eksplorować działalność Tolsona i jego uczniów, bardziej służy zaspokojeniu aktorskiego ego Washingtona. A ja, niestety, mam alergię na kino zmieniające interesujący temat w szkolną lekturę.

Tytuł: Klub dyskusyjny
Tytuł oryginalny: The Great Debaters
Premiera: 11.12.2007
Reżyseria: Denzel Washington
Scenariusz: Robert Eisele, Jeffrey Porro, Tony Scherman (artykuł w American Legacy)
Zdjęcia: Philippe Rousselot
Muzyka: Peter Golub, James Newton Howard
Obsada: Denzel Washington, Nate Parker, Jurnee Smollett, Denzel Whitaker, Jermaine Williams, Forest Whitaker, John Heard, Kimberly Elise

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *