Pierwszego filmu Scotta Charlesa Stewarta nie obejrzałem. Nie znalazłem w Legionie nic zachęcającego, dlatego postanowiłem rozważnie uniknąć rozczarowania. Jak udało mi się dowiedzieć – bardzo słusznie. Przy drugiej produkcji podpisanej jego nazwiskiem postanowiłem się przełamać. Ksiądz bezwzględnie eksterminujący wampiry? To prawie jak Tarantino!

Od klimatu znanego z filmów kultowego reżysera różni jednak film Stewarta przede wszystkim pierwiastek futurystyczny. Poza tym: scenariusz, aktorstwo, ukazanie przemocy, humor… No dobra, właściwie ciężko Księdza porównać do twórczości Quentina, jednak główny bohater z pewnością zainteresowałby sławnego twórcę. Jest to bowiem człowiek o niezwykłych umiejętnościach, który podczas wielkiej wojny pomiędzy ludźmi i wampirami bronił swych bliźnich przed śmiercionośnymi krwiopijcami. Gdy jednak walki dobiegły końca, księża, a więc i główny bohater, przeszli w stan spoczynku, nie mając już zbyt wiele do zrobienia. Sytuacja zmienia się, gdy wampiry, które od zakończenia wojny żyły w strzeżonych rezerwatach, porywają bratanicę protagonisty i mordują jej rodziców. Prywatna zemsta bierze górę i nasz bohater łamie powtarzaną wszędzie przysięgę: Sprzeciwiając się Kościołowi, sprzeciwiasz się Bogu.

Naprawdę lubię Paula Bettany’ego. Dywersyfikacja jego aktorskich wyborów jest porażająca – grywał u Larsa von Triera i Rona Howarda, ale nie miał oporów, by wystąpić we wspomnianym, nie należącym do ambitnych Legionie. Gra dużo i nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nawet w tak niewymagającym obrazie, jak tu recenzowany. Bettany doskonale wkomponował się w postać bezwzględnego, oszczędnego w słowach księdza, który nie spocznie, dopóki nie uratuje swej bratanicy. Jego bohater kryje w sobie niejedną tajemnicę, co czyni go bardzo intrygującym. Reżyserowi udało się uniknąć całkowitego spłaszczenia tej postaci, choć niektóre kwestie przez nią wypowiadane wywołują niewiele, ponad uśmiech politowania. Komercja jednak rządzi się swoimi prawami, dlatego trudno było oczekiwać głębokiego rysu postaci i błyskotliwych dialogów.

Mamy ciekawego dobrego, dlatego aż prosi się, by na jego drodze stanął komplementarnie interesujący zły. Karl Urban sprawdza się w tej roli tylko częściowo – jest trochę straszny, trochę zabawny, ale mimo wszystko od początku wiemy doskonale, że taki antagonista nie ma szans na zwycięstwo. Wrażenie robią za to człekokształtne wampiry, które nie przypominają wymuskanych kukieł znanych z serii Zmierzch, ale są prawdziwymi potworami, rozrywającymi ludzkie ciała na strzępy. Spora dawka przemocy to również jeden z atutów filmu – obraz mroczny, apokaliptyczny nie powinien głaskać widzów, a raczej konsekwentnie budować swoją atmosferę. Stewart zadbał o to znakomicie.

Dzieje się dużo, szybko i efektownie. Zachwyca mroczna rzeczywistość rządzonych przez Kościół miast, zapierają dech w piersiach niebezpieczne pustkowia. Prawdopodobnie znawcy mitologii wampirów poczytują sobie Księdza jako pełną błędów obrazę obiektów ich fascynacji, jednak film ten – podobnie jak niedawni Daybreakers – nie stara się stworzyć wiarygodnego, zgodnego z legendami wizerunku wampira. To trawestacja w szczytnym, czysto rozrywkowym celu, która w dodatku doskonale spełnia swą rolą.

Tytuł: Ksiądz
Tytuł oryginalny: Priest
Premiera: 26.04.2011
Reżyseria: Scott Charles Stewart
Scenariusz: Cory Goodman, na podstawie powieści graficznej Min-Woo Hyunga
Zdjęcia: Don Burgess
Muzyka: Christopher Young
Obsada: Paul Bettany, Karl Urban, Cam Gigandet, Maggie Q, Lily Collins, Christopher Plummer, Stephen Moyer, Brad Dourif

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *