Na początek głębsza myśl – BluRay zmienia kino. Mam oczywiście na myśli kino domowe, ale jeżeli mądre głowy – najprawdopodobniej te z Japonii – przeniosą tę jakość obrazu na ekrany kin, w jeszcze większym stopniu zbanalizuje to odbiór dzieł filmowych. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem – recenzowana za chwilę Księga ocalenia nie jest dziełem wybitnym ani nawet wyjątkowym. Wybitnie jednak prezentuje się, oglądana w jakości BluRay. Sam jestem przykładem tego, że w oczach widza cały film zyskuje przynajmniej dwukrotnie, jeżeli jest estetycznie wyjątkowy, a w dodatku obejrzany w najwyższej dostępnej jakości. Ale do rzeczy.

Denzel Washington mógł ponownie zagrać bohatera. Tym razem to jednak coś więcej. Jego Eli to nie zwykły bohater, to wręcz zbawiciel – On bowiem strzeże światłości, Słowa Bożego, którego już prawie nie ma na zniszczonej słoneczną katastrofą planecie. Nie ma na niej też dobra, tolerancji ani zrozumienia, a więc Eli musi codziennie toczyć straszną walkę o to, by mógł dokończyć swą misję. W tym przeszkadza mu jednak młoda dziewczyna, Solara (Mila Kunis), której życie ocalił. Przekazując informację podłemu włodarzowi miasta, Carnegie’emu (Gary Oldman) sprowadza na misjonarza i siebie poważne kłopoty.

To w telegraficznym skrócie. Jak wspomniałem, film robi ogromne wrażenie. Fantastyczne zdjęcia, kolorystyka filmu, montaż, który dynamicznie zmienia się w trakcie trwania seansu – to wszystko naprawdę wysoka sztuka. Warstwa fabularna nie świeci już jednak tak mocnym blaskiem. Analogie z The Road są aż nadto bezczelne. Poczucie, że znowu oglądam film Johna Hillcoata nie opuściło mnie niemal do końca, choć przyznaję – są pewne różnice. Eli na początku jawi się jako tajemniczy, introwertyczny pielgrzym, później okazuje się niemal gadułą. W dodatku najwyraźniej jest byłym marine, bo napotkanych wrogów wyrzyna w pień i nie dostaje nawet zadyszki. W dodatku jest narzędziem w rękach samego Boga i to właśnie Stwórca wysyła go na misję. Eli przejdzie wiele prób, ale żadna z nich nie odwiedzie go od wykonania misji. Zakończenie jest tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne, ale przecież to Hollywood…

Gra aktorska ogranicza się w zasadzie do pojedynku Washington – Oldman, bo Mila Kunis jest przerażająco słaba. Ewentualnie warto jeszcze odnotować epizod Jennifer Beals, która w dramatycznej roli niewidomej niewolnicy Carnegie’ego wypadła przekonująco. Reszta to efekty, precyzyjnie zrealizowane sceny walki i znakomita ścieżka dźwiękowa Atticusa Rossa – wciąż nie daje mi spokoju, gdzie wcześniej słyszałem główny motyw z Księgi ocalenia…

No ale jak to jest w końcu – warto obejrzeć czy nie? Jasne, że warto. Dla samych postaci protagonisty i antagonisty. Dla wspaniałej muzyki. Dla estetycznego orgazmu. To mało?

Księga ocalenia (The Book of Eli); premiera: 11.01.10; reżyseria: Albert Hughes, Allen Hughes; scenariusz: Gary Whitta; obsada: Denzel Washington, Gary Oldman, Mila Kunis, Jennifer Beals, Ray Stevenson

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *