Gdy Paul Thomas Anderson ogłasza, że pracuje nad nowym filmem, Ziemia na chwilę przestaje się kręcić. Wszystko poza najnowszym dziełem PTA przestaje być ważne, a kinofile na całym świecie wstrzymują oddech. Tak było też w przypadku Nici widma, opowieści o genialnym, słynnym w całej Anglii krawcu-artyście, która okazała się też ostatnim występem równie genialnego aktora, Daniela Day-Lewisa. I o ile ów artystyczno-rzemieślniczy sznyt filmu Andersona zachwyca i uwodzi, o tyle nie udało mu się przemówić do mnie na poziomie emocjonalnym.

Lewy sercowy, Magnolia, Mistrz – te dzieła PTA robiły na mnie kolosalne wrażenie całym swym jestestwem; nie wyjąłbym z nich zapewne żadnej sceny, ani jednego dialogu czy gestu. Z Wadą ukrytą miałem już pewien percepcyjny problem, ale planuję dać temu tytułowi jeszcze jedną szansę. Być może powinienem zrobić to samo z Nicią widmo, która nie zachwyciła mnie tak, jak większość moich kolegów po fachu. Co oczywiste, nie dotyczy to ani strony wizualnej, której wysmakowanie wprost zwala z nóg, ani gry aktorskiej, której zarzucić można naprawdę niewiele. Tym razem to historia rozpisana przez scenariuszowego geniusza nie wydała mi się wystarczająco interesująca – nieoczywiste love story nie przekonało jednak nie tylko mnie, ale i Akademii, która dotychczas czterokrotnie nominowała Andersona w kategoriach scenariuszowych, zaś tym razem nie wyróżniła go w ten sposób. Nić widmo opowiada o Reynoldsie Woodcocku, krawieckim geniuszu, który specjalizuje się w tworzeniu niezapomnianych, unikalnych kreacji dla najwyższych sfer, włączając to hrabiny i księżniczki z całej Europy. Woodcock jest ekscentrykiem i megalomanem, jak niemal każdy wybitny artysta, a przy tym pozostaje w specyficznej, niepokojąco zażyłej relacji ze swą siostrą Cyril (Lesley Manville) oraz ze zmienianymi jak rękawiczki kobietami, które chwilowo Woodcocka fascynują, lecz bardzo szybko nudzą.

Kadr z filmu "Nić widmo"

Gdy jednak poznaje Almę (luksemburska aktorka Vicky Krieps), jego fascynacja miesza się z uczuciem, którego Reynolds zdaje się nie do końca rozumieć. Kiełkująca w bohaterze miłość do prostolinijnej, bardzo bezpośredniej i spontanicznej dziewczyny kłóci się z jego przekonaniem o własnej wielkości. Genialny krawiec nie może przejść do porządku dziennego nad chaosem, który w jego życiu wprowadza Alma, ale nie zgadza się na zakończenie osobliwego związku, gdy takie rozwiązanie proponuje mu Cyril. Jeśli macie wrażenie, że przeczytaliście właśnie opis odcinka południowoamerykańskiej telenoweli, wasze odczucia są poniekąd trafione – daleki jestem od porównywania Nici widmo do opery mydlanej, ale jednak w tej dziwacznej historii miłosnej dominują uczucia powierzchowne, a choć wiarygodne, to nie dość pogłębione. Dlatego dziś, gdy piszę tę recenzję kilka dni po obejrzeniu filmu Andersona, nie czuję w sobie emocji, które targały bohaterami. Swoista przemiana bohatera, która następuje w zasadzie ni stąd, ni zowąd, choć przy pewnym udziale Almy, kłóci się z jego wizerunkiem i zaburza wiarygodność wykreowanej przez Day-Lewisa postaci.

Ostatnia rola trzykrotnego zdobywcy Oscara (a wkrótce – być może – czterokrotnego) to występ żywcem wyjęty z podręcznika aktorskiego stylu. Sir Daniel, który po raz pierwszy od 30 lat miał wreszcie okazję porzucić amerykański czy irlandzki akcent i zagrać swoją własną angielszczyzną, to wzór ekranowego dżentelmena. Gdy jego Reynolds mówi, nie pragniemy niczego innego, jak tylko go słuchać. Gdy zatapia się w swym krawieckim artyzmie, marzymy o tym, by poczuć tę atmosferę cudu tworzenia. Relacja Woodcocka i Almy to także aktorski pojedynek, w którym Vicky Krieps to młodzieńczy płomień, zaś Day-Lewis spokojny ocean, wzburzany jedynie co jakiś czas falami silnych emocji. Mam jednak wrażenie, że każde z tych dwojga gra dla siebie, nie zaś dla osiągnięcia wspólnej wiarygodnej relacji. Być może to kwestia indywidualnego odbioru, ale Alma i Reynolds – wbrew niektórym wydarzeniom na ekranie – nie stanowią jedności ani przez moment. A może to właśnie o to chodziło Andersonowi – pokazać, że tych dwoje tak bardzo różni się od siebie, że nigdy nie będą współegzystować?

Nić widmo to bardzo stylowe, subtelnie opowiedziane dzieło, które jednak nie przekonało mnie pod względem kreacji bohaterów. Być może to poprzednie dokonania PTA, w których wprost roiło się od interesujących i złożonych postaci, zbyt wysoko zawiesiły poprzeczkę oczekiwań. Reynolds Woodcock to bohater z potencjałem, ale jednak nie dość przekonujący, by zyskać moje zainteresowanie – jego nagła przemiana jest tyleż zrozumiała, co kompletnie nieugruntowana w osobowości tej konkretnej postaci. Przy całej swej niesamowitości plastycznej, Nić widmo traci możliwość stania się arcydziełem przez kilka scenariuszowych niedopatrzeń Andersona.

7/10

 

Tytuł: Nić widmo
Tytuł oryginalny: Phantom Thread
Premiera: 25.12.2017
Scenariusz, reżyseria i zdjęcia: Paul Thomas Anderson
Muzyka: Johnny Greenwood
Obsada: Daniel Day-Lewis, Vicky Krieps, Lesley Manville, Brian Gleeson

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *