Trzeba mieć naprawdę dobry powód, by po 15 latach nakręcić sequel jedynie przyzwoitej komedii. To może być znakomity scenariusz albo duży budżet, pozwalający na odświeżenie tematu w wielkim stylu. Olafowi Lubaszence zabrakło obu tych rzeczy, a wtórny plakat filmu jest znacznie bardziej odkrywczy niż właściwa zawartość Sztosu 2.

Jeżeli wejściówka do filmu z 2011 r. wygląda, jakby została przygotowana na śp. komputerze Amiga, to niepokój jest jak najbardziej uzasadnionym uczuciem. Próbowałem go jednak powstrzymać, nie zrażać się już na początku. Każda kolejna minuta drążyła jednak dziury w mojej gardzie, ostatecznie powodując kompletną kapitulację. Poległem w tej walce, nie odnajdując w najnowszym filmie Lubaszenki nic godnego polecenia.

Ale może spróbujmy razem. Zacznijmy od historii: opisuje ona wydarzenia, które miały miejsce po tych z pierwszej części Sztosu. Jest grudzień 1981 r. Synek, znacznie dojrzalszy i bardziej doświadczony, jest teraz mentorem dla Janka, młodego i przebojowego cinkciarza. Żyją od oszustwa do oszustwa, wykorzystując całą gamę sztuczek i przekrętów, ze wszystkich wychodząc obronną ręką. Zarabiają, piją, zabawiają się z dziewczynkami. Prawdziwy komunistyczny high life, który zostaje raptownie przerwany przez stan wojenny. Kordony ZOMO na ulicach i zwiększone kontrole sprawiają, że Synek i Janek muszą być bardziej ostrożni. Podczas pijackiej libacji w Warszawie trafiają jednak do aresztu, gdzie młodszy z bohaterów zostaje zmuszony przez ubeka do załatwienia sporej ilości dolarów. Sympatyczni cinkciarze nie pogodzą się jednak z tym, że ktoś do czegoś ich zmusza i postanowią oszukać przeciwnika, nic nie robiąc sobie z faktu, że oszukają oficera UB…

W teorii Sztos 2 prezentuje się nieźle, w praktyce – fatalnie. Lubaszenko zapomniał, że podstawowym zabiegiem fabularnym jest narracja, którą w wyraźny sposób można zauważyć dopiero na 20 minut przed zakończeniem filmu. Większość scen w filmie jest absurdalnie niepotrzebna w kontekście fabuły filmu (vide scena bokserska), a sporą liczbę postaci można byłoby wyrzucić bez jakiejkolwiek straty dla scenariusza. O pomstę do nieba wołają też zabiegi formalne – gra światłem niczym w Las Vegas Parano znajduje właściwe zastosowanie w jednej może scenie, a kiczowate pocztówki zapowiadające zmianę miejsca akcji to rozwiązanie wręcz barbarzyńskie. Tak filmów nie robiło się nawet wtedy, gdy debiutował Lubaszenko.

Żadna z tych rzeczy nie miałaby jednak znaczenia, gdyby niedostatki reżyserskie nadrabiali aktorzy. Na tym polu jest jednak – o ile to w ogóle możliwe – jeszcze gorzej. Cezary Pazura od lat stacza się po równi pochyłej, Borys Szyc zagrał jedną z najmniej zabawnych swoich ról, a Jan Nowicki – choćby bardzo chciał – nie ma już tego pazura, co 15 lat temu. Trzyma fason Edward Linde, z przyjemnością ogląda się Bogusława Lindę i zwłaszcza specyficznego Jerzego Kolasę, ale to przykre, że w filmie z takimi nazwiskami w rolach głównych to drugi plan musi błyszczeć. Potencjał komediowy był, a wyszedł dramat.

Od twórcy filmowego nie zawsze oczekuje się innowacyjności, ale przynajmniej symptomów rozwoju. Olaf Lubaszenko, który udanie debiutował Sztosem w 1997 r., a następnie stworzył kilka kultowych komedii, zdecydowanie wykonał krok w tył. Gdyby nie drugoplanowi aktorzy i dobra muzyka, jego najnowszy film nie miałby absolutnie żadnej wartości. Nie chcę być złym prorokiem, ale skoro reżyser jednych z najlepszych polskich komedii w ostatnich latach nie jest w formie, to gatunek ten w Polsce mogą czekać ciężkie czasy.

Tytuł: Sztos 2
Premiera: 20.01.2012
Reżyseria: Olaf Lubaszenko
Scenariusz: Jerzy Kolasa, Olaf Lubaszenko
Zdjęcia: Piotr Wojtowicz
Muzyka: Krzesimir Dębski
Obsada: Cezary Pazura, Borys Szyc, Bogusław Linda, Jan Nowicki, Edward Linde, Bartłomiej Topa, Ewa Gawryluk, Janusz Józefowicz, Jerzy Kolasa, Olaf Lubaszenko, Michał Milowicz, Michał Piela

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *