Należę do wąskiej grupy Kingowskich ignorantów, a mianowicie – nie przeczytałem żadnej powieści napisanej przez mistrza grozy. ŻADNEJ. Całe szczęście, że moja ukochana (nawiasem mówiąc – wielbicielka Kinga) kilkanaście lat temu nie kierowała się zasadą „Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka”, bo byłbym dzisiaj pewnie sam jak palec. O ile jednak nigdy nie skierowałem swych oczu na kartki napisanych przez Kinga powieści, o tyle znam sporą część ekranizacji jego prozy. Tak się jednak złożyło, że oryginalne telewizyjne To (1990) nie znalazło się na mojej liście obejrzanych tytułów, dlatego do święcącego triumfy na całym świecie remake’u podchodziłem z czystym kontem. Dobrze to czy źle? Po obejrzeniu pierwotnej wersji niemal tuż po wyjściu z kina stwierdzam, że to bez znaczenia, bo To z 2017 roku jest po prostu lepszym filmem.

Nie chodzi już nawet o to, że Andy Muschietti dysponował już lepszymi o lata świetlne możliwościami technicznymi, że wolność twórcza to w kinie i telewizji dwa różne pojęcia – chodzi o samo podejście do historii Pennywise’a, tańczącego klauna. Oryginalna ekranizacja bardzo mocno wplatała tę postać w rzeczywistość miasteczka Derry w stanie Maine – być może nawet zbyt mocno. Z jednej strony można zrozumieć intencje twórców – morderczy klaun był tym straszniejszy, im bardziej wydawał się rzeczywisty. Jednak groza wielu scen w Tym sprzed 27 lat (data wprowadzenia remake’u do kin nie jest przypadkowa€¦) opierała się niemal wyłącznie na przerażającej muzyce i wplataniu czerwononosego demona z pękiem balonów w sytuacje, w których nie miał on prawa bytu. Tymczasem tegoroczne To w znacznie większym stopniu korzysta z demonicznego charakteru tej opowieści, robiąc pożytek ze zdobyczy techniki w najlepszy możliwy sposób. Pennywise u Muschiettiego jest prawdziwym potworem, budzącym prawdziwą grozę, choć jego pochodzenie i status (demon to czy postać materialna?) pozostają niewyjaśnione. Poprzez rozmach w kreowaniu zabójczego klauna oraz wszelkich przejawów zła powołanych przez niego  do życia, twórcom udało się stworzyć osobny świat, przypominający nieco „Drugą stronę” z serialu Stranger Things, a wywołujący w widzu naturalne skojarzenia z plugawym, piekielnym wymiarem.

Innym elementem łączącym czekający na premierę drugiego sezonu serial Netflixa z tegorocznym Tym jest nostalgiczny sztafaż. Tęsknota za latami 80. ubiegłego stulecia zarówno w produkcji braci Duffer, jak i u Muschiettiego osiąga niebotyczne rejestry, a popkulturowym odwołaniom nie ma końca – To nawiązuje m.in. do Koszmaru z ulicy Wiązów 5, a także innych dzieł z dorobku Kinga, od Christine po wcześniejszą ekranizację Tego z 1990 roku. To z 2017 roku to także film bardzo świadomy swej służebnej roli wobec książki – choć nie jest w stanie zawrzeć w sobie wszystkich wątków z 1200-stronicowej powieści, wielokrotnie puszcza oko do widza, nawiązując drobnym detalem do wydarzenia, do którego doszło w literackim pierwowzorze. Kilka scen dość wyraźnie zapowiada też elementy fabuły już zapowiedzianego sequela, który już na tym etapie jest jedną z najbardziej wyczekiwanych filmowych kontynuacji najbliższych kilkunastu (kilkudziesięciu?) miesięcy. Póki co, wielbiciele prozy Stephena Kinga mogą cieszyć oczy niezwykle efektowną adaptacją jednego z najgłośniejszych dzieł mistrza i porównywać jego zgodność (lub nie) z literackim pierwowzorem. Sam autor wielokrotnie wypowiadał się pochlebnie o filmie Muschiettiego, co dla początkującego reżysera musiało być gigantycznym wręcz komplementem, a dla widzów stanowi obietnicę znakomitej rozrywki.

To jest przede wszystkim właśnie wspaniałą zabawą – owszem, podszytą sporą dawką grozy, ale elektryzującą i angażującą widza od pierwszej do ostatniej ze swych 135 minut. Twórcy filmu naszpikowali go taką ilością jumpscare’ów i przerażających sekwencji, że po pewnym czasie można odczuwać wręcz fizyczne zmęczenie seansem – oglądanie Tego da się porównać chyba tylko z przejażdżką najbardziej odjechaną kolejką w wesołym miasteczku, taką z całym mnóstwem serpentyn, pętli i stromych zjazdów. Horror Muschiettiego nie zwalnia ani na moment – zapomnijcie o klasycznym dla tego gatunku wyciszaniu i spowalnianiu akcji, by przerywać ją krótkimi sekwencjami grozy; tutaj pedał gazu wciśnięty jest przez całą trasę, a gdy kolejka wyhamowuje w ostatnich minutach seansu to tylko po to, by wziąć zakręt przed kolejną przejażdżką – tym razem już w sequelu. Nie ulega bowiem wątpliwości, że po tak spektakularnym sukcesie w box office (po niespełna trzech tygodniach od premiery blisko pół miliarda dolarów zarobku na całym świecie; najlepsze wrześniowe i jesienne otwarcie w historii) tak dynamiczna formuła znajdzie swoje zastosowanie także w kontynuacji filmu Muschiettiego. Wszak zwycięskiego składu się nie zmienia, prawda?

Skład osobowy jednak zmieni się z całą pewnością, bowiem To opowiedziane jest poprzez doświadczenia wchodzących w okres dojrzewania dzieciaków z Derry, zaś sequel dotyczyć będzie już dorosłych bohaterów. I tu przed twórcami będzie stało największe wyzwanie, bowiem ogromna siła Tego tkwi właśnie w młodocianych bohaterach, których relacje dostarczają niezliczonych momentów rozbawienia, a przedstawione w bardzo luźny, nieco kontrowersyjny sposób (około trzynastoletni bohaterowie klną jak szewcy, nie szczędząc sobie obscenicznych żartów i wyzwisk) dodają całej historii wiarygodności i dynamiki. Znany z Mów mi Vincent Jaeden Lieberher czy odkryty niedawno w Stranger Things Finn Wolfhard to znacznie bardziej utalentowane dzieciaki niż Jonathan Brandis czy Seth Green z oryginalnej ekranizacji, ale prawdziwą gwiazdą horroru Muschiettiego jest zaledwie 15-letnia Sophia Lillis, wcielająca się w jedyną dziewczynę w Klubie Frajerów, Beverly. Jej smutna historia nijak nie koresponduje z jej hartem ducha – i bardzo dobrze! Piegowata dziewczynka, która jest niezwykle świadoma swoich coraz bardziej kobiecych wdzięków, staje się spoiwem grupy nastolatków, którym w starciu z morderczym Pennywise’em zaczyna brakować argumentów. W równym stopniu uwodzicielska, co niewinna, ognistowłosa Beverly okazuje się najdzielniejszą i najlepiej zarysowaną postacią tej opowieści. Gdy sequel Tego wejdzie na ekrany kin, najbardziej będzie nam brakować panienki Sophii – chyba, że twórcy znajdą dla niej miejsce w retrospekcjach.

To z roku 2017 jest filmem bardziej efektownym od Tego sprzed 27 lat także dlatego, że nie unika przemocy – w telewizyjnej produkcji wiele zła działo się poza kadrem, a reżyser Tommy Lee Wallace namiętnie stosował elipsy. U Muschiettiego kamera nie ucieka od krwi – wręcz przeciwnie, pokazuje ją w długich ujęciach i z bliska. Wyrazista przemoc i wulgarny język stały się zresztą powodem przyznania filmowi rankingu R, z czego szczególnie cieszył się Stephen King. Według autora to właśnie bezkompromisowe podejście do przedstawienia grozy i brutalności tej historii zbliżyło To do literackiego pierwowzoru. Dzięki takiej postawie twórcy uniknęli zarzutów o kopiowanie poprzedników, a krwawa estetyka tej adaptacji z pewnością bardziej przemówi do widzów niż zbyt częste cięcia montażowe – wszak już ubiegłoroczny Deadpool pokazał, że widzom brakuje brutalnej rozrywki na poziomie. Ale przy całej tej przemocy To jest też przecież wspaniałą opowieścią o dorastaniu, o radzeniu sobie ze stratą bliskiej osoby, wyzwalaniu się spod czyjegoś jarzma czy wreszcie o niezwykłej wartości przyjaźni i jedności, dzięki którym jesteśmy w stanie przezwyciężyć każdą trudność. Poza gatunkową jakością To ma sporą wartość także na ogólnym, czysto filmowym poziomie, w czym ogromna zasługa mało jeszcze doświadczonego reżysera, Andy’ego Muschiettiego. Dbając o nienaganną stronę warsztatową, znakomicie poprowadził młodziutkich aktorów i nadał swojemu dziełu świeżość, którą rzadko spotykamy w remake’ach.

Rzadko zdarza mi się pisać równie obszerne recenzje. Jednak To wywołało we mnie tak pozytywne emocje, a przy okazji zaoferowało tak wiele dobra na tylu różnych poziomach, że trudno było zawrzeć swe odczucia w pięciu krótkich akapitach. Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się wyrazić to jak wyjątkowym – w dobie wszechobecnej rimejkozy na z reguły fatalnym poziomie – filmem jest To w wersji z roku 2017. To prawdziwie ekscytująca podróż do świata na pograniczu literatury i kina, w którym rządzi fantazja.

UWAGA! W swoim tekście starałem się nie używać zdjęć, na których Pennywise’a widać w pełnej krasie. Zwiastun zdradza nieco więcej, dlatego oglądacie na własną odpowiedzialność!

Tytuł: To
Tytuł oryginalny: It
Premiera: 5.09.2017
Reżyseria: Andy Muschietti
Scenariusz: Chase PalmerCary FukunagaGary Dauberman, na postawie powieści Stephena Kinga pod tym samym tytułem
Zdjęcia: Chung-hoon Chung
Muzyka: Benjamin Wallfisch
Obsada: Jaeden LieberherFinn WolfhardSophia LillisJeremy Ray TaylorJack Dylan GrazerWyatt OleffChosen JacobsBill SkarsgÃ¥rdNicholas HamiltonJackson Robert Scott

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *