W 26. odcinku cyklu NIEDOPATRZENIE powracamy do dyskutowania na temat konkretnych tytułów – tym razem wybór padł na film Uśpieni Barry’ego Levinsona z 1996 roku, kosmicznie wręcz obsadzony dramat z Bradem Pittem, Jasonem Patrikiem, Robertem De Niro czy Kevinem Baconem. Przeczytajcie naszą dyskusję, by dowiedzieć się jak oceniamy tę produkcję z pogranicza biografii, filmu więziennego i dramatu sądowego.
Dawid: Dawno już nie dyskutowaliśmy o konkretnym filmie, a gdy zajrzałem do archiwum, okazało się, że w dwóch ostatnich tytułach – Inni oraz Witajcie w Marwen – jako jeden z głównych motywów wskazaliśmy traumę. Uśpieni to także film o traumie i krzywdzie, ale jeśli miałbym wskazać drugi, równie prominentny motyw w obrazie Barry’ego Levinsona, wskazałbym sprawiedliwość. Zgadzasz się z takim stwierdzeniem?
Maciek: Zgoda. Jest to kino o traumie, może nawet o traumach. Zagadnienie sprawiedliwości też interesuje Levinsona, choć ma ona w swoim wymiarze prawnym charakter ustawionego spektaklu. Wydaje mi się jednak, że na obu tych polach Levinson wyraźnie przestrzelił. Uśpieni mają trochę przekrzywiony moralny kręgosłup, a pretensjonalna realizacja sprawia, że miejscami zastanawiałem się czy to kino dramatyczne czy parodia dramatycznego kina.
Dawid: To wyraźnie film nakręcony pod tezę. Scenariusz Uśpionych powstał co prawda na motywach książki Lorenzo Carcaterry, więc Levinson nie jest autorem tego pomysłu, ale manipulowanie widzem to już zasługa reżysera. Celowo najpierw poświęca dobrą godzinę na pokazanie sympatycznych małoletnich bohaterów, którzy nie należeli do świętoszków, ale też nic jednoznacznie złego nie mieli na sumieniu. Dzięki temu krzywda, która zostaje im wyrządzona w zakładzie poprawczym, wybrzmiewa jeszcze mocniej, a zbrodnia, której dopuszcza się dwóch z nich, zostaje usprawiedliwiona. Można niemal poczuć, jak reżyser bierze widza pod rękę i mówi: “zobacz, należało mu się, prawda?”.
Maciek: Też miałem z tym problem. Jest w tym filmie jakiś dziwny ton usprawiedliwienia, jakby zabójstwo strażnika z poprawczaka miało być zrozumiałe. Tym bardziej cała akcja z ustawionym procesem ma być uzasadniona. Jakby tak powinno być i to jest słuszna droga. Levinsona w ogóle nie interesuje fakt, że jest to relatywizowanie zbrodni. Przyznam, że nie tylko przy tym wątku miałem wątpliwości. To jak Levinson prowadzi narrację (flashback z meczu rugby, nachalna narracja z offu) sprawia, że w kilku momentach otrzymujemy niezamierzony komediowy efekt. Uśpieni są niestety dość niezdarnie wyreżyserowani.
Dawid: Nie wiem czy poszedłbym aż tak daleko, by dostrzegać w Uśpionych komediowy efekt, ale rzeczywiście niektóre zabiegi są mocno nieporadne. Ja też zwróciłem uwagę na bardzo kiepsko zrealizowane przebitki z przeszłości – ten niebieski filtr, ogólne zniekształcenie kadru, to wszystko wygląda bardzo źle i po prostu przeszkadza. A przecież nie jest tak, że Levinsona ograniczały rozwiązania techniczne, bo był to 1996 rok i już od dłuższego czasu retrospekcje pokazywano w kinie w sugestywny sposób. Wracając jednak do głównego problemu ideologicznego w Uśpionych, wydaje mi się, że przedstawiony w filmie wątek jest szczególnie łatwy do moralnego wypaczenia, ponieważ:
– dotyczy młodych chłopców, w zasadzie jeszcze dzieci,
– ich oprawcy nie mają żadnych innych cech, poza skłonnością do krzywdzenia innych.
Przy tak przedstawionej sytuacji nietrudno jest o przekonanie widowni, że samosąd, działanie wbrew etyce zawodowej i krzywoprzysięstwo to niewielkie przewinienia wobec traumy, którą przeżyli czterej przyjaciele z Hell’s Kitchen na nowojorskim Manhattanie.
Maciek: Ich zachowanie da się emocjonalnie uzasadnić, ich gniew i nienawiść ma swoje podstawy. Zabrakło mi jednak nieco głębszej refleksji na poziomie samego prowadzenia opowieści. Bez tego odnoszę wrażenie, że reżyser nie miał pełnej kontroli nad tym jak i co chce powiedzieć. Dlatego Uśpieni mają tak dziwny ideologiczny wydźwięk.
Zwróciłem uwagę na jeszcze inną rzecz. Nie miałeś wrażenia, że Levinson romansuje z Chłopcami z ferajny (przez montaż, pracę kamery, tematykę), a za sprawą wątku paczki młodocianych przyjaciół (i dynamiki między nimi) czy później, za sprawą ciągle powracającej bolesnej przeszłości, Uśpieni odwołują się do Dawno temu w Ameryce?
Dawid: Na pewno, zresztą Levinson inspirował się niejednym filmem, który rozgrywa się w imigranckiej, często przestępczej społeczności Nowego Jorku. Kilka lat przed Uśpionymi premierę miało choćby Prawo Bronksu w reżyserii samego Roberta De Niro, w którym również młodzi bohaterowie przejawiali fascynację gangsterskim życiem. W Uśpionych ta fascynacja została nagle ukrócona przez szczeniacki i niebezpieczny incydent, ale wiemy, że dwaj chłopcy z tej paczki przyjaciół wkroczyli w końcu na przestępczą ścieżkę. Innym pierwiastkiem zaczerpniętym z tego typu kina, ale także choćby z filmów Giuseppe Tornatore, jest niemal namacalna, wszechobecna nostalgia. Gdy piątka przyjaciół wreszcie spotyka się na kolacji w finale Uśpionych, widzimy przebitki ich młodzieńczych wizerunków, a sami bohaterowie śpiewają piosenkę poznaną za młodu, jeszcze przed traumatycznymi wydarzeniami. Trochę jakby Levinson chciał za nich powiedzieć: nieważne, co nam zrobicie, nasza niewinność pozostanie nietknięta. Jednocześnie obowiązkowo musi to być ostatnie spotkanie tej grupy, tak, by wrażenie tej idyllicznej, nostalgicznej bańki, pozostało niezatarte.
Maciek: Barry Levinson idzie po śladach Tornatore, Scorsese czy Leone, ale nie równa do nich poziomem. To jedynie tematyczne i stylistyczne nawiązania, ale niestety niewiele więcej. Uśpieni nie proponują wiele od siebie. Przez swój brak narracyjnej dyscypliny, techniczną niezdarność i złe realizacyjne wybory raczej mnie rozczarowali. Za dużo w tym filmie gadania. Nawet przy ujęciu na zamyślonego Roberta De Niro musi nam towarzyszyć narrator tłumaczący nad czym on aktualnie duma. Poważny temat, ale niepoważne traktowanie widza.
Dawid: Muszę się zgodzić, zwłaszcza, że przywołałeś kreowaną przez De Niro postać księdza Bobby’ego, który odgrywa tu przecież kluczową rolę. I choć próbuje się budować tu dramaturgię związaną z moralnymi rozterkami duchownego, to jednak suspens i niepewność osiąga się wyłącznie poprzez usunięcie tego bohatera na jakiś czas! Cóż to jest za zabieg narracyjny?!? Jak dla mnie to ewidentne pójście na łatwiznę, bo gdy ojciec Bobby pojawia się w samym finale sądowej rozprawy, nie ma już żadnych wątpliwości, jest świetnie przygotowany, nawet zorganizował sobie bilety z meczu, na którym rzekomo przebywał z oskarżonymi! Kłamie bez mrugnięcia okiem, po czym nie następuje żadna konfrontacja z dawnymi podopiecznymi, żadne katharsis. Chłopaki idą się napić, a ksiądz znika, wykonawszy swoje zadanie. To wyjątkowo nieudolne zakończenie wątku ojca Bobby’ego, kluczowej przecież postaci, która w niejednej scenie imponowała spokojem, mądrością i dojrzałością.
Maciek: Po Uśpionych widać dość spore ambicje, ale finalnie Levinson nie dowozi. Film przyciąga gwiazdorską obsadą, ale okazuje się dramaturgicznym niewypałem. Za dużo tu scenariuszowych skrótów i reżyserskiej niezdarności. Ode mnie 5/10, za jeszcze zjadliwą pierwszą połowę filmu.
Dawid: Ja dorzucam jedną gwiazdkę więcej, przede wszystkim za pierwszą część filmu, ten portret organicznej imigranckiej społeczności, która dla mnie jako widza stanowi esencję nowojorskości. Zasiadając do seansu Uśpionych, miałem dużo większe oczekiwania, a skończyło się lekko naciąganym 6/10 i najprawdopodobniej szybkim zapomnieniem.
———————————
Maciej Niedźwiedzki – krytyk filmowy, redaktor portalu Film.org.pl, niezrównany znawca filmów animowanych. O sobie pisze tak:
Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą trylogię Toy Story. Od dłuższego już czasu w redakcji Filmorgu. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i, co roku w maju, festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.