Znowu minęło kilka tygodni od naszej ostatniej filmowej dyskusji, ale mamy z Maćkiem plany, by NIEDOPATRZENIE trochę rozruszać, a pierwszym krokiem jest niniejszy odcinek oznaczony numerem 27. Rozmawiamy w nim o filmie Chwała Edwarda Zwicka z 1989 roku, nagrodzonym trzema Oscarami i przywołującym wyjątkowo ciekawy wątek amerykańskiej wojny secesyjnej: utworzeniem pierwszego złożonego wyłącznie z czarnoskórych mężczyzn pułku armii Unii.
Dawid: Trudno odmówić Chwale wagi historyczno-poznawczej, ale dziś ten film nie wydaje się specjalnie medialny. Choć był na mojej liście na platformie Netflix od dość dawna, dopiero decyzja o omówieniu tego tytułu w ramach Niedopatrzenia skłoniła mnie do jego obejrzenia. A przecież to dzieło nagrodzone trzema Oscarami, w tym dla Denzela Washingtona za rolę drugoplanową! Jak myślisz, dlaczego Chwała – przynajmniej częściowo – popadła w zapomnienie?
Maciek: Wydaje mi się, że została „przygnieciona” późniejszymi amerykańskimi historycznymi freskami. Tych w latach 90. było przecież bardzo dużo: Tańczący z wilkami, Waleczne serce, Titanic, Szeregowiec Ryan, Gladiator. W konfrontacji z nimi Chwała nie jest aż tak wyrazista, a w efekcie tak popularna. Ludzkiej pamięci chyba wystarczają dwie bądź trzy pozycje z powyższej listy. Chwała to jakościowe kino, ale Titanic czy Szeregowiec Ryan ważą trochę więcej i skuteczniej rozpychają się w tłumie.
Dawid: No tak, nadmiar widowisk historycznych (z których akurat wyjąłbym Titanica, to jest blockbuster pełną gębą, w dodatku nie-wojenny) mógł odesłać Chwałę w zapomnienie, choć akurat w kategorii filmów o wojnie secesyjnej film Zwicka jest na pewno w absolutnej czołówce. Osoba reżysera zresztą także mogła mieć wpływ na popularność jego filmu – znany wcześniej niemal wyłącznie z produkcji telewizyjnych, w momencie premiery Chwały zaledwie 37-letni Edward Zwick raczej nie był nazwiskiem “grzejącym” publiczność. Nakręcił jednak film może niezbyt efektowny, ale bardzo spójny i dobrze wprowadzający w meandry powstania 54. Ochotniczego Pułku Piechoty Massachusetts. Myślę jednak, że swoistym “hamulcem” Chwały jest odtwórca głównej roli, Matthew Broderick. Nie jest on bowiem, mówiąc eufemistycznie, uosobieniem charyzmy, której oczekiwałbym od postaci pułkownika Roberta Goulda Shawa.
Maciek: Nie zgodze się. Matthew Broderick ma w sobie coś osobnego. To nie jest typowy charyzmatyczny wojskowy generał. Awanse po znajomości, trochę popychadło, cholernie ambitny, ale w środowisku raczej wyśmiewany. Robert tak naprawdę dopiero się uczy, poznaje swoje możliwości i przełamuje ograniczenia. Broderick idealnie pasuje mi do takiej wewnętrznie miotającej się postaci. Najciekawsze w Chwale jest jednak dla mnie to jak Zwick z kilku kierunków spogląda na historię tego pułku i jak sprawnie przeskakuje między kilkoma kontekstami. Reżyser naprawdę potrafi tu niuansować i konfrontować liczne ideologiczne postawy.
Dawid: W postaci Shawa zazgrzytało mi trochę tempo jego przemiany – w początkowych sekwencjach Chwały, podczas bitwy pod Antietam, młody kapitan Shaw jest idealistą, który ma niewiele wspólnego z walką. Gdy do niej dochodzi, nie potrafi się w niej odnaleźć i, co tu dużo mówić, nie popisuje się szczególną odwagą. Uchodzi z życiem tylko dlatego, że Konfederaci uznali go za martwego. Później jednak wszyscy biorą go za bohatera, a gdy zostaje mianowany dowódcą pułku czarnoskórych zmienia się o 180 stopni – jest uosobieniem żołnierza, swoich ludzi chce prowadzić do walki nie bacząc na zagrożenie. Nie potrafię uwierzyć w tę przemianę, następuje zbyt szybko i gwałtownie, by była wiarygodna. Ale sam Broderick ma dobre momenty – jak choćby w scenie, gdy w dość agresywny sposób udaje mu się wymóc na kwatermistrzu obozu przekazanie jego żołnierzom nowych butów, albo wówczas, gdy zrzeka się wypłaty, dopóki jego czarnoskórzy podwładni nie otrzymają odpowiedniego żołdu.
Słowo “podwładny” nasunęło mi zresztą pewną myśl – czy Chwała przypadkiem nie pokazuje, że relacja Shawa z jego żołnierzami przypomina relacje niewolników i “dobrego pana”? Główny bohater nie wychowywał się co prawda w powszechnej akceptacji niewolnictwa, jak to miało miejsce na południu Stanów, ale właśnie w roli pułkownika w pewnym sensie staje się “panem”. Bo przecież także właściciele plantacji potrafili być dla niewolników surowi, ale przychylni; wymagający, ale sprawiedliwi.
Maciek: Tak, dokładnie. Ta dwuznaczność bardzo mocno w Chwale wybrzmiewa. W kilku sekwencjach granica między niewolnikiem a żołnierzem zaciera się. Czy w trakcie szkoleń (jak należy maszerować), warunków w jakich żyją (brak butów), wykonywanych czynnościach (karczowanie lasu) czy kar (biczowanie Denzela Washingtona). Do tego ciągle służą białym zwierzchnikom i białym przełożonym, których rozkazów muszą bezwzględnie słuchać. Chwała kompleksowo to zagadnienie podejmuje i tematyzuje. To ukonstytuowanie nowych relacji, konieczność zrozumienia nowych okoliczności i zaakceptowanie tego, że jest podobnie, ale jest jednocześnie zupełnie inaczej wydaje mi się najciekawszym aspektem filmu Zwicka. Przeskakiwanie między optykami wiodących bohaterów i zestawianie postaw postaci granych przez Brodericka, Washingtona, Freemana i Braughera daje wyczerpujący dramaturgiczny efekt.
Dawid: Prawda, choć zabrakło mi trochę zagłębienia się w indywidualne historie poszczególnych czarnoskórych bohaterów. Rzadko narzekam na to, że film jest za krótki – zwykle jest dokładnie odwrotnie – ale Chwała z całą pewnością mogłaby być trzygodzinnym freskiem, w którym losy najbardziej prominentnych postaci są nam odpowiednio przybliżone, a wówczas finał filmu Zwicka wzbudziłby większe emocje. Tymczasem mam trochę wrażenie, że obejrzałem dzieło stworzone z właściwych pobudek, ale jednocześnie niemające ambicji, by być czymś więcej niż zaledwie zauważeniem istotnego zjawiska okresu wojny secesyjnej. Chwała unika łopatologii czy dydaktyzmu, ale przy okazji pomija też bardzo istotne elementy narracji filmowej, takie jak pogłębione portrety bohaterów.
Maciek: Myślę, że dodatkowe 30 min nie zaszkodziłoby Chwale. Bardziej rozwinięte back story i więcej informacji o tym, kto skąd pochodzi i jaki bagaż doświadczeń ze sobą niesie sprawiłoby, że finał wybrzmiałby jeszcze donośniej. I tak ciągle jest bardzo dobrze: dekadencko i pesymistycznie. To, ci dobrzy dostają łomot. Śmierć jest dość powszednia, pozbawiona przesadnego heroizmu. Człowiek zostaje po prostu zmielony trybami historii i zakopany w piasku. Niewiele filmów wojennych kończy się w tak ponuro. To też wyróżnia Chwałę na tle innych reprezentantów kina wojennego.
Dawid: To prawda, z reguły nawet spektakularne wojenne masakry ukazane są jako decydujące dla dalszego przebiegu konfliktu. Chwała rozgrywa się co prawda w czasach wojny secesyjnej, ale nie ulega wątpliwości, że najważniejsze znaczenie istnienia 54. Ochotniczego Pułku Piechoty Massachusetts wychodzi poza ramy tego traumatycznego starcia – było jednym z kamieni milowych emancypacji czarnoskórych obywateli Stanów Zjednoczonych i w takich kategoriach poświęcenie bohaterów Chwały rozpatrywać. Za to doceniam skromny w gruncie rzeczy film Zwicka, a że zabrakło mi trochę tego pogłębionego tła i kontekstu, daję 6/10 i kiwam głową z uznaniem.
Maciek: Ode mnie 7/10. Dobra filmowa robota. Ideologiczny wielogłos, interesująca konfrontacja postaw i powracająca dwuznaczność wielu sytuacji. Wartościowe, zapraszające do socjologicznych analiz kino wojenne.
———————————
Maciej Niedźwiedzki – krytyk filmowy, redaktor portalu Film.org.pl, niezrównany znawca filmów animowanych. O sobie pisze tak:
Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą trylogię Toy Story. Od dłuższego już czasu w redakcji Filmorgu. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i, co roku w maju, festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.