Nowe Horyzonty 2022
Kategorie:

NOWE HORYZONTY 2022: Dyskusja pofestiwalowa

Avatar
Opublikowane przez Dawid M.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy – i w myśl tej zasady pożegnaliśmy także kolejną, już 22. edycję festiwalu Nowe Horyzonty, najlepszego wydarzenia filmowego w Polsce. Razem z Majką Budką i Tomkiem Raczkowskim spinamy klamrą tę edycję – kilkanaście dni temu dyskutowaliśmy o tym, co będzie warto zobaczyć, a dziś rozmawiamy o tym, czy nasze oczekiwania pokryły się z rzeczywistością. Przeczytajcie o najważniejszych filmach Nowych Horyzontów 2022, a także o tym, co warto zobaczyć online – wszak internetowa edycja festiwalu trwa jeszcze do 7 sierpnia!

Dawid: Kolejna edycja festiwalu Nowe Horyzonty za nami i jak zwykle ogarnął mnie pofestiwalowy smutek. Nie powinienem jednak czuć niedosytu, bo mimo że opuściłem w sumie jakieś 3,5 dnia, to była to dla mnie jedna z najaktywniejszych edycji, pod względem liczby filmów w zasadzie lepsza była dla mnie tylko połączona z American Film Festival edycja online z 2020 roku. Często widywaliśmy się we trójkę na seansach, ale jestem ciekaw Waszych ogólnych wrażeń na temat tej edycji.

Majka: Niestety, u mnie wiodące jest poczucie niedosytu, ale to nie dlatego, że filmy mnie zawiodły, ale dlatego, że na tegorocznej edycji nie udało mi się obejrzeć wszystkich tytułów, które miałam w planie. Ominął mnie niestety Holy Spider czy słynni już Głupcy (chociaż może to na plus). Mimo to filmy, które zobaczyłam w kinie, były na naprawdę wysokim poziomie. Spośród wszystkich tylko jeden mocno mi się nie spodobał. Reszta trafiła w mój gust, a część zostanie w moim serduszku na lata.

Tomasz: To ja będę gdzieś po środku z moim odczuciem – z jednej strony też opuściłem kilka dni w środku festiwalu, więc ominęło mnie choćby Prześwietlenie Cristiana Mungiu, z drugiej strony z czasu festiwalowego wycisnąłem tyle, ile się dało, a poza tym udawało nam się naprawdę często widzieć, co też jest ważne. No i wciąż kilka filmów przede mną na części online. A filmowo? Choć chyba nie trafił się tym razem film, który by mnie wyjątkowo powalił, to kilka pozycji było naprawdę bardzo dobrych i na poziom programu raczej nie mogę narzekać.

Dawid: Cieszę się, że pomimo pewnych ograniczeń czasowych i logistycznych udało nam się wybrać wspólnie na kilka seansów – ten element społecznościowy w przypadku Nowych Horyzontów wydaje się szczególnie ważny. Na pewno do swoistego odnowienia społeczności festiwalu przyczynił się powrót klubu festiwalowego do Arsenału, choć szeroko dyskutowana kwestia tamtejszych cen z pewnością nie pozwoliła temu miejscu spełnić swojego potencjału. Mnie szczególnie ucieszyła możliwość nadrobienia właściwie wszystkich najważniejszych tytułów tegorocznej edycji festiwalu w Cannes, a bardzo pozytywnie zaskoczył mnie poziom filmów z Kosowa – udało mi się obejrzeć Vera śni o morzu oraz Ul i obie produkcje były naprawdę solidne, choć – niestety – mocno przygnębiające. Znaleźliście dla siebie w mniej mainstreamowych sekcjach jakieś perełki, o których w naszej przedfestiwalowej dyskusji wspominała Majka?

Na pełen etat
„Na pełen etat”, reż. Eric Gravel

Tomasz: Odpowiadając na Twoje pytanie o boczne sekcje, to ja z takich odkryć mam przede wszystkim intensywny Na pełen etat – co prawda film nagradzany w Wenecji, ale jakoś zupełnie przemknął poza moim adarem, a na NH pojawił się w Trzecim Oku skupionym na kobiecej niewidzialnej pracy. Poza tym w sekcji Front Wizualny z zaskoczenia wzięła mnie Chora na siebie, zupełnie nieoczekiwane skrzyżowanie kina obyczajowego o pogubionych norweskich 30-latkach z poetyką a la David Cronenberg z najbardziej bodyhorrorowego okresu.

Majka: Ja niestety nie zmieniłam swojego podejścia do sekcji Lost Lost Lost i nie zawitałam ani razu do sali kinowej nr 5 czy 6. Trafiłam jednak na bardzo ciekawy film z sekcji Trzecie Oko, które w tym roku było poświęcone postaciom pokojówek i służących. Piszę tu o Na pełen etat, o którym wspomniał już Tomek. Nie spodziewałam się, że będzie to dla mnie aż tak angażujący seans. Bohaterka może nie budziła dużej sympatii, ale fakt, że spotykało ją tak wiele niesprawiedliwości i rozmiar chaosu, z jakiego musiała się wyplątać, sprawiły, że oglądałam wbita w fotel. Inną perełką – o której też wspomniał już Tomek – była dla mnie Chora na siebie z Frontu Wizualnego. Nie tylko był to film aż tak piękny wizualnie, ale przede wszystkim chyba najzabawniejszy z tej edycji festiwalu Nowe Horyzonty. Ale o nim może powiem więcej później, bo mogę zdradzić, że zakwalifikował się do mojej topki.

Tomek: Idąc tropem mojej trójki, muszę stwierdzić, że w tym roku w programie znalazł się nowy film braci Dardenne, Tori i Lokita, oraz dwa filmy, które w jakiś sposób do ich poetyki się odwołują – właśnie Na pełen etat i Blisko Lucasa Dhonta. Czy komuś się udało zobaczyć wszystkie trzy filmy, żeby rozstrzygnać która wersja braci Dardenne jest najbardziej Dardennowska?

Chora na siebie
„Chora na siebie”, reż. Kristoffer Borgli

Dawid: Myślę, że twórców Dardenne-opodobnych było na festiwalu jeszcze więcej, ale rzeczywiście Blisko to 100% Dardenne’ów w nie-Dardenne’ach, z domieszką Dhontowskiej, że tak to ujmę, hiper-wrażliwości. Najmniej Dardennowskie jest bez wątpienia wspomniane przez Was Na pełen etat – tempo tego filmu na pewno wywołałoby zadyszkę u niemłodych już belgijskich mistrzów, znacznie bardziej rozbudowana niż u nich jest też warstwa muzyczna filmu Erica Gravela. Swoją drogą, bardzo mnie cieszy, gdy reżyser-mężczyzna potrafi z wrażliwością i wnikliwością opowiadać o kobietach, bo przecież Na pełen etat to istne studium kobiecych wyzwań w pigułce.

Muszę powiedzieć, że zaskakuje mnie nasza zgodność, jeśli chodzi o wybór filmów spoza głównych sekcji – Chorą na siebie ja także zaliczam do bardziej udanych seansów tej edycji, surrealistyczny niekiedy humor tego dzieła idealnie trafił w mój gust. Przyklaskuję natomiast intuicji Majki – omijanie sekcji Lost Lost Lost było raczej słuszną decyzją, choć za namową Twoją i Tomka wybrałem się z nim na pokaz jednego tytułu z tej sekcji i… Ste. Anne było okropną męczarnią. Nie mam Wam jednak tego za złe – nieodzowną częścią Nowych Horyzontów jest eksperymentowanie z doborem tytułów, a w tym roku w zasadzie jeden czy dwa tytuły z ponad trzydziestu obejrzanych przeze mnie filmów w jakimś sensie mnie rozczarowały. Ale może dość już o rozczarowaniach, a przejdźmy do tego, co najciekawsze – Waszych top 3 festiwalu!

Majka: Ja uzbierałam w tym roku trzy ważne dla mnie filmy. Są to: Blisko, Pięć diabłów i Chora na siebie – o dwóch z nich wspominałam w naszej poprzedniej rozmowie, więc cieszę się, że udało mi się tak trafnie przewidzieć! Co prawda nie spadła na mnie taka petarda jak W drogę Panahiego, który widziałam w zeszłym roku i który zrobił na mnie ogromne wrażenie – tak ogromne, że do dziś często o nim myślę. Te trzy filmy z tegorocznej edycji zadziałały na mnie jednak bardzo intensywnie, szczególnie Blisko. Ale, tak jak pisałam, mam pewne braki, więc poczekam, aż niektóre ważniejsze tytuły wejdą do dystrybucji.

Nowe Horyzonty Blisko
„Blisko”, reż. Lukas Dhont

Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakikolwiek film przeorał mnie emocjonalnie tak, jak zrobiło to Blisko. Jednocześnie wiem, jak bardzo potrzebny jest to film. Pięć diabłów to gęsty dramat rodzinny ubrany w baśniową otoczkę, która jednak nie przeszkadza, a pomaga wybrzmieć poważnej melodii filmu. Przepiękny film. No i wspomniana już Chora na siebie, którą trafnie opisał Tomek. Historia kobiety, która dla atencji i poczucia bycia ważną dla innych zrobi wszystko, nawet najgłupszą, najbardziej absurdalną rzecz. W pewnym momencie widz traci rozeznanie, co jest prawdą, a co już tylko chorą fantazją bohaterki. Wspaniała czarna komedia, która momentami zakrawa o niesmaczny body horror.

No i w Chorej na siebie zobaczyłam moją nową ulubioną scenę seksu!

Tomasz: Dla mnie osobiście tegoroczne Nowe Horyzonty to był festiwal ważnych 3 filmów. Moje top 3 festiwalowe (z części stacjonarnej) to naprawdę świetne trzecie filmy twórców, których rozwój kariery śledzę z uwagą od ich debiutów. Myślę o Holy Spider Alego Abbasiego, Godland Hlynura Palmasona (oba zresztą wskazywałem w naszej rozmowie przedfestiwalowej jako najbardziej wyczekiwane tytuły) i Silent Twins Agnieszki Smoczyńskiej. Wszyscy troje pokazali się jako świadomi, dojrzali twórcy którzy mogą (i powinni) stać się w najbliższych latach mocnymi europejskimi, jeśli nie światowymi, markami.

Dorzuciłbym jeszcze dwa słowa o polskim tropie. Poza Silent Twins Smoczyńskiej zobaczyłem jeszcze dwa dość polaryzujące filmy – Cichą ziemię Agi Woszczyńskiej i Głupców Tomasza Wasilewskiego. Pierwszy do mnie trafił – ma dosłownie ciężki klimat, wszystko jest rozgrzane słońce, spocone i na krawędzi tej specyficznej irytacji tym, że słońce świeci a powietrze stoi. I w tej scenerii trochę zapożyczony z Turysty Ostlunda dramat małżeński świetnie siada. Na drugim biegunie, Głupcy epatują niby-surrealistyczną, gęstą atmosferą i eksplorują obyczajowe tabu, ale tutaj z kolei moim jedynym wrażeniem jest odczucie nieznośnej pretensji i ból wywoływany pokoślawionym scenariuszem, w którym nawet fabularne przewrotki nie robią wrażenia, bo są z namaszczeniem sygnalizowane all over the place. Dwa polskie filmy, dwa mocne tematy, niby podobne podejście formalne, a jak skrajnie różne odczucia.

Nostalgia
„Nostalgia”, reż. Mario Martone

Dawid: Moim numerem jeden tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty był film, na który wklikałem się nieco przypadkiem ostatniego dnia festiwal, bo z jakiegoś powodu tytuł ten schował się przede mną w programie i do tej ostatniej niedzieli go nie dostrzegłem. Chodzi o przewspaniałą Nostalgię Mario Martone z niezrównanym Pierfrancesco Favino w roli głównej. Tytuł oczywiście bezbłędnie sugeruje jaka emocja dominuje w filmie Martone, a ja włoską nostalgię filmową przyjmuję w każdej ilości. To wspaniałe dzieło opowiada o Felice, który wraca do Neapolu po 40 latach nieobecności, z nie do końca znanych powodów – jak można się domyślić, czekają go tam sprawy, z którymi musi się rozliczyć. Nostalgia wygląda tak, jakby Giuseppe Tornatore wziął się za kino rozliczeniowo-gangsterskie i naprawdę zabiera widza w piękną podróż po nie zawsze pięknych zakątkach Neapolu.

Poza tym tytułem wskazałbym na pewno na W trójkącie, które pomimo pewnej łopatologiczności i przerysowania wciąż jest filmem niezwykle energetyzującym i często najzwyczajniej w świecie zabawnym, oraz wspomniane Silent Twins Agnieszki Smoczyńskiej, twórczyni, której kibicuję z całego serca. Po sobotnim seansie miałem ochotę od razu wklikać się na ostatni niedzielny pokaz tego filmu, ale ostatecznie wybrałem Na pełen etat, czego absolutnie nie żałuję.

Skoro wybraliśmy już swoje ulubione tytuły stacjonarnej części festiwalu, to może zerknijmy na tytuły dostępne online? Co moglibyście polecić do obejrzenia online?

Tomasz: Ponieważ z tych filmów, które widziałem na Nowych Horyzontach i oceniłem wysoko chyba nic nie jest pokazywane online, polecę trzy pozycje, które miałem okazję obejrzeć jeszcze w Berlinie, a które też są perełkami tegorocznego programu Nowych Horyzontów. Po pierwsze Flux Gourmet Petera Stricklanda, kwintesencja Nocnego Szaleństwa – dotykający kwestii przemocy instytucjonalnej film zbudowany wokół żartu o puszczaniu bąków, oprawiony w stylistykę neogiallo, coś pięknego. Po drugie i w innym tonie: Klondike, Reygadasowska w duchu opowieść o rozpadzie życia w wojennym Donbasie, bardzo mocna, zwłaszcza w aktualnym kontekście, ale i ważna, bo opowiedziana z perspektywy kobiecej. Po trzecie, jeśli ktoś chce typowo nowohoryzontowych wrażeń, to z Frontu Wizualnego Coma Bertranda Bonello, czyli pandemiczny, poetycki wideoesej, w którym spod wszystkich fantazyjnych odlotów i formalnych zabaw wyłania się ujmująca refleksja autora nad córką, jej przeżyciami i osobowością.

Sam mam jakieś 10 filmów do obejrzenia w domu i liczę, że trafię jeszcze na coś, co mnie zaskoczy.

Nocne szaleństwo Flux Gourmet
„Flux Gourmet”, reż. Peter Strickland

Majka: Ja niestety nie mogę polecić żadnego filmu z edycji online. Jedyny, który dotychczas widziałam i jest dostępny w formie online to Lampart z Ankary, którego absolutnie nie polecam, no chyba, że do poduszki. Mam na razie trzy filmy, które chce sama zobaczyć i są to: Delikatnie i Święty duch z sekcji Okrycia oraz Wenus w najkach z Frontu Wizualnego

Dawid: Nowe Horyzonty w wersji online to rzeczywiście w tym roku dosyć hermetyczna kolekcja, bez bodaj żadnego głośnego tytułu. Mogę jednak powtórzyć rekomendację dla cyklu Focus na Kosowo, który w całości dostępny jest online, a także podzielić się dwoma tytułami, które na pewno mam w planie obejrzeć: chodzi o islandzko-norweskie Dzieci natury oraz Pod ziemią Michelangelo Frammartino, twórcy tak nowohoryzontowego, jak to tylko możliwe. Na pewno postawię na najnowszy film tureckiego mistrza, Semiha Kaplanoğlu, czyli Zobowiązanie Hasana.

Tymczasem bardzo dziękuję Wam za rozmowę i wspólne przeżywanie festiwalu. Nowe Horyzonty 2022 w wersji stacjonarnej przesły do historii, ale wersja online trwa jeszcze do 7 sierpnia, dlatego życzę Wam samych wspaniałych seansów. I do zobaczenia za parę miesięcy na American Film Festival!

Warto dodać, że wiele z wymienionych tu tytułów oraz kilka innych głośnych filmów 22. edycji festiwalu Nowe Horyzonty będzie można zobaczyć już wkrótce – w dniach 9-18 września 2022 roku Gutek Film organizuje Konfrontacje Filmowe w 18 kina studyjnych na terenie kraju. Szczegóły tutaj.

Konfrontacje Filmowe