Jeśli waszym celem na tegoroczny świąteczny sezon kinowy było znalezienie najbardziej odjechanego filmu z Bożym Narodzeniem w temacie, możecie już zakończyć poszukiwania. Oto przed Wami Mandarynka, jedna z większych sensacji w kinie niezależnym AD 2015, dzieło godne naszych czasów, a także jeden z 20 najlepszych filmów w bieżącym roku według krytyków biorących udział w ankiecie miesięcznika Sight & Sound.
Podczas tegorocznego American Film Festival miałem okazję obejrzeć kilka znakomitych filmów, z których jak na razie żaden nie trafił do dystrybucji kinowej. Jakież zatem było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałem się, że na polskie ekrany, i to dość szybko, trafią m.in. Kim jest Michael? i Mandarynka właśnie, dwa tytuły z programu AFF, które poruszają kontrowersyjne zwłaszcza w naszym kraju zagadnienie tożsamości płciowej. Film Seana Bakera podejmuje ten temat w sposób daleki od konwencjonalnego – opowiada bowiem o bohater(k)ach funkcjonujących na pograniczu płciowości, zarówno fizycznej, jak i mentalnej.
Heroiną w Mandarynce jest bowiem istny wulkan transseksualnej energii – prostytutka Sin-Dee, która tkwi w bardzo skomplikowanej relacji z Chesterem, swoim alfonsem, a przy okazji dilerem narkotykowym, przez którego bohaterka ląduje na 4 tygodnie w więzieniu. Poznajemy ją w gorące wigilijne popołudnie, gdy w promieniach kalifornijskiego słońca wychodzi na wolność i dowiaduje się od najlepszej przyjaciółki o wyczynach niewiernego Chestera. Zemsta Sin-Dee staje się osią fabularną Mandarynki – wokół niej obudowane są kolejne pomniejsze wątki, które składają się na słodko-gorzki obraz wyzwolonej obyczajowo społeczności ubogiej dzielnicy Miasta Aniołów.
O filmie Bakera mówiło się dużo także ze względu na to, że w całości został on nakręcony telefonem iPhone 5, zyskując miano dzieła nakręconego przy niemal zerowym budżecie. Prawda jest nieco inna – Mandarynka kosztowała bowiem 100 tysięcy dolarów, a za produkcją stoją legendarni już w środowisku niezależnych amerykańskich filmowców bracia Duplass. Tak jak Baker nie jest więc człowiekiem znikąd – jego, dużo mniejsze zresztą, filmy zdobywały nagrody m.in. w Locarno i Reykjaviku – tak jego ostatnie dzieło nie jest projektem zupełnie offowym.
Widać tu realizatorską precyzję, odpowiednią pracę światłem, a także odpowiedni dobór aktorów (mieszanka stałych współpracowników reżysera i naturszczyków). Słychać godziny poświęcone na skonstruowanie ścieżki dźwiękowej, pulsującej energią przez cały seans, ale też spontaniczność dialogów, które bywają na przemian genialne i nieporadne. Mandarynka to świetnie skrojone kino niezależne, korzystające ze specyficznego uniwersum postaci, ale w gruncie rzeczy w bardzo prosty sposób opowiadające o rzeczach podstawowych – przyjaźni, samotności, zdradzie czy potrzebie akceptacji. Szalona Sin-Dee, jej bardziej racjonalna koleżanka po fachu Alexandra czy korzystający z ich usług ormiański taksówkarz to galeria osobliwości, z którymi każdy z nas mógłby się utożsamić na poziomie najbardziej podstawowych potrzeb.
Mandarynka to film zabawny i wzruszający jednocześnie, bardzo awangardowy i zwyczajny zarazem. Za pomocą urządzenia, które miliony ludzi na co dzień nosi w kieszeni, Baker stworzył atrakcyjną w formie i treści uniwersalną opowieść o ludziach poszukujących spełnienia. Po odrzuceniu transseksualnego anturażu Mandarynka mogłaby być historią każdego z nas.
Tytuł: Mandarynka
Tytuł oryginalny: Tangerine
Premiera: 23.01.2015
Reżyseria: Sean Baker
Scenariusz: Sean Baker, Chris Bergoch
Zdjęcia: Sean Baker, Radium Cheung
Muzyka: Matthew Smith
Obsada: Kitana Kiki Rodriguez, Mya Taylor, Karren Karagulian, Mickey O’Hagan, James Ransone