Tak na poważnie: kto spodziewał się i/lub oczekiwał, że Spectre przełamie bondowski schemat i wszystkich zaskoczy? Kolejne odcinki filmowej sagi o agencie 007 nie takie przecież mają zadanie. Ich celem jest serwowanie tych samych, sprawdzonych dań, bo przecież James jest jak stary, doświadczony kucharz – może nie zadziwia codziennie nowym menu, ale firmowe specjały zawsze smakują doskonale.
Nie inaczej jest tym razem – duet Sam Mendes–Daniel Craig rozumie się doskonale i naprawdę szkoda, że Spectre to dla każdego z nich najprawdopodobniej ostatni romans z postacią stworzoną przez Iana Fleminga. Obaj dość wyraźnie mówią o chęci poszukiwania nowych wyzwań, ale nie można jeszcze niczego przesądzić – sukces najnowszej odsłony przygód 007 będzie najprawdopodobniej sporym sukcesem, a nic tak nie przekonuje do zmiany decyzji, jak spora podwyżka podyktowana owym sukcesem. Mendes bez wątpienia tchnął w dość skostniałą serię nowe życie, dlatego znalezienie godnego następcy będzie sporym wyzwaniem.
Otwierająca sekwencja, rozgrywająca się w Meksyku podczas spektakularnej parady z okazji Dnia Zmarłych i w dużej części zrealizowana z wykorzystaniem jednego zaledwie ujęcia, wpisuje się w bondowską konwencję potężnego otwarcia. Pościgi, wybuchy i nieprawdopodobne wręcz wyczyny kaskaderskie – to wszystko jest w Spectre już od pierwszych minut. Film co prawda dość szybko traci tempo, jednak po jakimś czasie wraca do ulubionego, wypełnionego akcją rytmu. James Bond zwiedza tym razem niemal cały świat – od Ameryki Północnej przez Europę do Afryki, w każdym z miejsc siejąc oczywiście chaos i zniszczenie. Spectre, podobnie jak poprzednie części z udziałem Daniela Craiga, wyraźnie podkreśla destrukcyjne metody agenta 007, a dyskusja o wątpliwych moralnie czynach Bonda powraca niczym dobrze znana melodia.
To, co może zmęczyć nawet fanów Bonda, to przemożna chęć twórców do skonkludowania czteroczęściowej opowieści o Bondzie-Craigu. Przewijają się tu więc wątki Vesper Lynd, pana White’a, a nawet Le Chiffre’a, który pojawił się już blisko 10 lat temu w Casino Royale. To wszystko wpływa na brak przejrzystości fabuły, a nieustanne odwołania do poprzednich odsłon serii powodują, że Spectre nie funkcjonuje jako autonomiczna historia. Efektem tej nadprodukcji treści jest też mocno przesadzona czołówka filmu, która – zarówno wizualnie, jak i wokalnie (Sam Smith jednak nie do końca sprawdza się w szpiegowskim klimacie) – nie zbliża się nawet do poziomu sekwencji otwarcia w Skyfall czy Quantum of Solace.
Nie sposób jednak z tego powodu spisać Spectre na straty. To klasyczne, nieco naiwne wcielenie Bonda, umiejętnie balansujące między akcją, dramaturgią i humorem. Agent 007 po raz kolejny popisuje się niemal superbohaterskimi zdolnościami, a panie każdego wieku i narodowości ścielą mu się u stóp. Błyskotliwe komentarze Jamesa przeplatane są infantylnymi zwierzeniami jego partnerek, a patriarchalnie przedstawiona rzeczywistość filmu ponownie stanie się powodem do dyskusji dla feministek. Nawet M – dotychczas brawurowo odtwarzana przez silną Judi Dench – przeistoczyła się w dystyngowanego, bardziej brytyjskiego niż brytyjska królowa Ralpha Fiennesa.
Powtórzę raz jeszcze – kolejne filmy o Bondzie oglądamy nie dlatego, że są oryginalne i niepowtarzalne. Wręcz przeciwnie, właśnie o powtarzalność chodzi! Chcemy wracać do świata, w którym agent 007 nigdy nie zawodzi, a każde zło udaje się pokonać. Chcemy oglądać wspaniałych aktorów w rolach drugoplanowych (tym razem Christoph Waltz i Léa Seydoux), chcemy podziwiać kolejne wersje obłędnych Aston Martinów, które z regularnością szwajcarskiego zegarka niszczy główny bohater.
Cóż z tego, że to wszystko już widzieliście? Jeśli nie macie planów na weekend, obejrzyjcie czym prędzej jeszcze raz. Choćby po to, by po raz najprawdopodobniej ostatni w roli Jamesa obejrzeć jasnowłosego Craiga.
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu (www.kinonh.pl).
Tytuł: Spectre
Premiera: 26.10.2015
Reżyseria: Sam Mendes
Scenariusz: John Logan, Neal Purvis, Robert Wade, Jez Butterworth
Zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
Muzyka: Thomas Newman
Obsada: Daniel Craig, Christoph Waltz, Léa Seydoux, Ralph Fiennes, Ben Whishaw, Naomie Harris, Monica Bellucci, Dave Bautista, Andrew Scott, Rory Kinnear, Jesper Christensen