Próbowaliście kiedyś nakręcić film? Nawet jeśli była to zwykła praca zaliczeniowa na studiach, z pewnością każdą ze scen musieliście nagrywać kilkukrotnie. A teraz wyobraźcie sobie, że nie istnieją duble, a cały film – w dodatku ponad dwugodzinny! – musicie nakręcić w jednym ujęciu. Niemożliwe! – krzyknęłoby prawdopodobnie większość z was, a ja pewnie jeszcze kilka dni temu dołączyłbym do tego krzyku. Dziś jednak mam za sobą seans Victorii Sebastiana Schippera i wiem, że to nie tylko możliwe, ale i niesamowicie efektowne.
Ktoś za chwilę przypomni zapewne zeszłorocznego Birdmana, który także sprawia wrażenie zrealizowanego w pojedynczym ujęciu – ale to tylko pozory. Znakomity montaż sprawia, że tegoroczny zdobywca Oscara jawi się jako jedna, bardzo długa sekwencja, jednak Victoria to zupełnie inna bajka. Film Schippera to dziś najdłuższy jednoujęciowy film fabularny i bodaj najtrudniejszy w realizacji, bowiem wcześniejsze tego typu przedsięwzięcia, takie jak Rosyjska arka czy Timecode, korzystały z nieco innych technik i nie były tak ewoluującymi dziełami. W Victorii historia niewinnej znajomości kilkorga młodych ludzi po pewnym czasie zamienia się w rasowy thriller, a niespiesznie rozwijającą się narrację zastępuje dynamiczna akcja.
Bardzo łatwo byłoby postawić wyłącznie na stronę techniczną filmu, skupiając się wyłącznie na perfekcyjnej realizacji 134-minutowego ujęcia. Schipper jednak nie zadowala się wizualną precyzją – zależy mu także na angażującej widza historii. A że dzięki wykorzystanej technice czujemy się uczestnikami zdarzeń, a bohaterów od początku darzymy dużą sympatią, z zaangażowaniem w fabułę nie ma najmniejszego problemu. Victoria wciąga od pierwszych sekund, kiedy to obserwujemy tytułową bohaterkę tańczącą w klubie do dźwięków hipnotyzującej elektronicznej muzyki, aż do ostatniej, utrzymanej w zupełnie odmiennej tonacji, sekwencji.
Trzeba jednak być gotowym na to, że film Schippera nie należy do najłatwiejszych w odbiorze – ze względu na technikę operatorską niejednokrotnie czujemy się jak na karuzeli, a chwilowa dezorientacja pojawia się nader często. Także metraż filmu powoduje, że Victoria niektórych może nużyć – ponad 2 godziny nietypowej przecież formy i wprost nieskończonej dynamiki to na pewno spore wyzwanie, ale zdecydowanie warto je podjąć. Tym bardziej, że Schipper nie tylko zapewnił znakomitą reżyserię i zdjęcia Sturli Brandtha Grøvlena (nagrodzonego na tegorocznym Berlinale Srebrnym Niedźwiedziem), ale także świetne, bardzo naturalne aktorstwo Lai Costy i Fredericka Laua, pomiędzy którymi tworzy się prawdziwa ekranowa chemia. To oni sprawiają, że Victoria staje się historią wiarygodną, z którą łatwo jest się utożsamić.
Od debiutu reżyserskiego Sebastiana Schippera minęło już 16 lat, a jego najnowszy film jest dopiero czwartym w jego dorobku, jednak właśnie dzięki jego sukcesowi urodzony w Hanowerze twórca ma szansę stać się jednym w ważniejszych niemieckich filmowców. Z pewnością nie zabraknie mu odwagi i wyobraźni, by angażować się w kolejne, być może równie szalone projekty.
Tytuł: Victoria
Premiera: 7.02.2015
Reżyseria: Sebastian Schipper
Scenariusz: Sebastian Schipper, Olivia Neergaard-Holm, Eike Frederik Schulz
Zdjęcia: Sturla Brandth Grøvlen
Muzyka: Nils Frahm
Obsada: Laia Costa, Frederick Lau, Franz Rogowski, Burak Yigit, Max Mauff, André Hennicke