Filmy takie, jakie Generał Nil uderzają w najbardziej podstawowe uczucia człowieka: współczucie, żal, empatię, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Idealnie wpisują się w martyrologię polską, w polskie poczucie mesjanizmu. Stawiają pomniki, piętnują barbarzyńców, uwznioślają idee. I tu zapewne trzeba zadać sakramentalne pytanie: dobrze to, czy źle? Polskie podręczniki do historii mówią o Auguście Emilu Fieldorfie mniej niż pierwsze zdanie na jego temat w Wikipedii. Kwiat polskiej młodzieży karmiony jest opowieściami o Bemach, Borach-Komorowskich czy Sikorskich, a rzeczony generał Nil spoczywa w pokoju w cieniu tych legendarnych figur. Być może takie podejście to spuścizna socjalistycznego ustroju, a może po prostu ignorancja autorów tychże podręczników oraz tych, którzy je aprobują. Fakt jest jeden – generał Fieldorf funkcjonuje (a raczej – funkcjonował) w polskiej świadomości w stopniu znikomym albo żadnym. Moja świadomość należała do tej drugiej grupy.

Czego dowiedziałem się z filmu? Oczywiście – banałów. Choć losy Fieldorfa do banalnych nie należą – był bohaterem wojny, który został uznany za zbrodniarza wojennego, zaplanował skuteczny zamach na kata Warszawy – Franza Kutscherę, był zesłany na Syberię – to właśnie w sposób dość sztampowy zostały ukazane. Nie jest to chałtura, ale ciężko mi uwierzyć, że podczas tych wszystkich tortur i upokorzeń generał Nil nie zwątpił choć raz. Że dla wszystkich był wzorem, że w celi więźniowie mu salutowali. Wszyscy skazani godnie żegnali się z ziemskim padołem, wszyscy komuniści byli do cna przeżarci złem. To już znamy. I wiemy, że to nieprawda.

Ale z drugiej strony chcemy takie filmy oglądać. Chcemy wciąż wskrzeszać tamte postacie, ducha narodu z tamtych lat. Pęka nam serce, gdy widzimy egzekucje, łapanki, zawłaszczenia majątków, ale spod tego wszystkiego wyłania się jedno przesłanie – jesteśmy silni. Nie udało im się zniszczyć narodu, Polska przetrwała. A chyba to właśnie przesłanie jest celem takiego filmu (oprócz zarabiania pieniędzy).

Olgierd Łukaszewicz doskonale pasuje do roli generała. Jest w jego rysach pewne dostojeństwo, ale także takie pogodzenie się z losem. Twardy, ale zrezygnowany – taki właśnie jest filmowy Nil, gdy go poznajemy.

Jeżeli przyjmiemy, że celem autorów było stworzenie opłacalnego, solidnego warsztatowo filmu, który przybliży większości polskich ignorantów (w tym mnie) sylwetkę Augusta Emila Fieldorfa, to jest to przedsięwzięcie ze wszech miar udane.

Generał Nil; premiera: 17.04.09; reżyseria: Ryszard Bugajski; scenariusz: Ryszard Bugajski, Krzysztof Łukaszewicz; obsada: Olgierd Łukaszewicz, Alicja Jachiewicz, Anna Cieślak, Jacek Rozenek, Zbigniew Stryj, Krzysztof Franieczek

By

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *