Moje-corki-krowy-plakatGdy twoje życie się wali, jedyne co możesz zrobić to spróbować ocalić ruiny. To właśnie usiłują uczynić tytułowe bohaterki najnowszego dzieła Kingi Dębskiej, Moje córki krowy. Będące swoimi całkowitymi przeciwieństwami siostry muszą odnaleźć w sobie zwiększone zasoby tolerancji, gdy los przynosi im podwójną życiową tragedię. Marta (Agata Kulesza) i Kaśka (Gabriela Muskała) częściej sprawiają sobie przykrość niż okazują wsparcie, jednak w obliczu wspólnego nieszczęścia próbują współżyć bezkolizyjnie. Z różnym efektem.

Temat, którego zobrazowania podjęła się Dębska, nie jest dla kina nowy – nawet dla tego polskiego. Tragedię utraty rodzica, a nawet obojga rodziców, z dużym sukcesem artystycznym przepracowywała już na ekranie Małgorzata Szumowska w 33 scenach z życia, a na arenie międzynarodowej trudności związane z żegnaniem bliskiej osoby boleśnie przedstawił w nagrodzonej Złotą Palmą Miłości Michael Haneke. Zupełnie niedawno miałem natomiast okazję obejrzeć udane Stille hjerte Billego Augusta, w którym to dziele, podobnie jak w filmie Dębskiej, także obserwujemy niekryjące niechęci do siebie siostry, które spędzają właśnie ostatnie dni z ukochaną matką. Ani temat więc, ani dobór bohaterów nie był dla mnie w Moich córkach krowach nowością. Nowe było za to to, w jaki sposób młoda reżyserka postanowiła o nawiązujących do jej historii rodzinnej sprawach opowiadać.

Wielu zaskoczyć może bowiem lekkość, z jaką traktuje się tu kwestie najwyższej powagi. Krowom bliżej raczej do Inwazji barbarzyńców niż wspomnianej miłości. Dębska śmieje się z umierania, niedołężności, alkoholizmu i depresji. Śmieje się – lecz  nie wyśmiewa. Wielokrotnie pojawia się w Krowach potrzeba rozładowania złych emocji – tych, które wynikają z nieporozumień, lub tych, które zrodziła tragedia. I pani reżyser umiejętnie tę potrzebę zaspokaja. Gdy wydaje się, że poziom smutku staje się nie do zniesienia, Kulesza, Muskała, grający ich ojca Marian Dziędziel czy wcielający się w męża Kaśki Marcin Dorociński rozmontowują widownię komiczną wypowiedzią. To zaś pomaga w odpowiednim odbiorze Moich córek krów. Nie ma bowiem nic gorszego niż stwierdzenie, że film Dębskiej to dramat o umieraniu. To komediodramat, w którym umieranie jest oswojone, bliskie, namacalne, ale jest też tylko pretekstem do mocniejszego uchwycenia tego, co po umieraniu zostaje. Śmiech urasta do rangi narzędzia, które pozwala przepracować żałobę, a także docenić to, co jeszcze zostało. Pięknie wybrzmiewa to w finale filmu, rozegranym – w przeciwieństwie do zdecydowanej większości scen – w skąpanym nostalgii leśnym plenerze.

Moje córki krowy to obraz, jakich w polskim kinie wciąż niewiele. Dystans, z którym Dębska spogląda na tę mocno autobiograficzną historię, charakteryzuje wyłącznie twórców odważnych i dojrzałych. Pod doskonałą grą aktorską (rewelacyjna i zaskakująca rola Muskały!), stylizowanymi wnętrzami i piękną muzyką Bartosza Chajdeckiego kryje się bowiem diagnoza słabości i błędów, które twórczyni Krów dostrzegła u siebie, lecz które z powodzeniem rozpozna u siebie wielu widzów jej filmu. Bo któż z nas nie dopiekł kiedyś ojcu, matce czy siostrze? Któż z nas nie odkładał na później wizyty u rodziców lub nie zapomniał o imieninach rodzeństwa? Dębska mówi: pamiętajmy dobre, zapominajmy złe rzeczy. Rozmawiajmy, choćbyśmy mieli się pokłócić, ale gódźmy się, bo nie ma na świecie ludzi bliższych niż rodzice i dzieci. W tym właśnie – w oswajaniu umierania i przypominaniu o rodzinie – Moje córki krowy są dziełem głęboko humanistycznym.

Chciałbym, by takich filmów było więcej. Takich, które o śmierci nie mówią z ogromnym smutkiem i patosem, lecz które pomagają spojrzeć na ten nieuchronny moment w nieco inny, łagodniejszy sposób. Wierzę, że ten rodzaj kina jest ważny i potrzebny, zwłaszcza tym, którzy właśnie przeszli przez to, co Marta i Kaśka.

Tytuł: Moje córki krowy
Premiera: 8.01.2016
Scenariusz i reżyseria: Kinga Dębska
Zdjęcia: Andrzej Wojciechowski
Muzyka: Bartosz Chajdecki
Obsada: Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Małgorzata Niemirska, Łukasz Simlat, Jeremi Protas, Maria Dębska, Barbara Kurzaj

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *