Ryan Murphy to jeden z największych specjalistów od wplatania wątków LGBT w popularne filmy i seriale. Jego Odruch serca był wspaniałym telewizyjnym dramatem o walce o prawa gejów, a w udanych i popularnych serialach takich jak Glee czy Hollywood z wyczuciem wprowadzał wątki homoseksualne. Wyreżyserowany przez niego Bal to jednak całkowite zaprzeczenie tamtych, znacznie subtelniejszych dokonań – wali po głowie kiczowatym dydaktyzmem niczym obuchem, wywołując efekt odwrotny od zamierzonego. Cóż jednak z tego, skoro tak dobrze się to ogląda?

Bal

W pierwszych trzydziestu minutach Balu poziom zażenowania osiąga niebotyczne wręcz rejestry, a gdy Meryl Streep, Nicole Kidman i James Corden śpiewają, że będą zmieniać świat „one lesbian at a time” (czyli, w wolnym tłumaczeniu „lesbijka po lesbijce”, niczym krok po kroku), naprawdę podświadomie szuka się przycisku STOP na pilocie. Oto grupa przebrzmiałych i/lub niespełnionych gwiazd estrady po klapie kolejnego broadwayowskiego projektu postanawia ratować swoje kariery, zostając aktywistami. Jakimś trafem dowiadują się z Twittera, że gdzieś w Indianie mieszka Emma (debiutująca w filmie pełnometrażowym Jo Ellen Pellman), której nie pozwolono przyjść na studniówkę z jej dziewczyną. Postanawiają więc rozdmuchać sprawę i wykorzystać tę okazję, by podreperować nadszarpnięte reputacje i, przy okazji, pomóc nastolatce w potrzebie. Tego ostatniego nie uznają jednak za warunek konieczny: jeśli się uda, to dobrze, a jeśli nie, to trudno; ważne, by publika znowu ich pokochała.

Bal

Klisza o zadufanym w sobie człowieku sukcesu, który uświadamia sobie, co jest w życiu ważne jest w Balu ograna do granic możliwości – Meryl Streep w przeszarżowanej, przerysowanej, zakrawającej na karykaturę roli niespecjalnie daje się lubić nawet wtedy, gdy przechodzi „metamorfozę”, ale znacznie lepiej wypadają James Corden w roli aktora-geja, który tę udawaną misję wykorzystuje ostatecznie do przepracowania własnych demonów, oraz Nicole Kidman, pozostająca gdzieś w tle, ale chwytająca za serce rolą dobrodusznej, wiecznie drugoplanowej aktorki. To wszystko jednak mocno opatrzone już twarze, dlatego całkiem świeżo – zarówno aktorsko, jak i wokalnie – wypada Jo Ellen Pellman, 24-latka z Ohio, dla której rola w Balu jest w gruncie rzeczy debiutem, bo wcześniej ledwie przemykała przez ekran w trzech produkcjach telewizyjnych. W gwiazdorskiej obsadzie filmu Ryana Murphy’ego wypada bardzo przekonująco, choć nie można uznać jej za wyjątkowo charyzmatyczną. Przeciętną aparycję nadrabia jednak świetnym śpiewaniem, bo poza Cordenem to chyba właśnie Pellman dostaje w Balu najlepsze partie wokalne.

Bal

To głównie dzięki energii płynącej z całkiem udanych piosenek Bal ogląda się ostatecznie dość przyjemnie – o ile jesteśmy w stanie przymknąć oko na infantylne podjęcie ważnych tematów tolerancji, seksualności i poszukiwania własnej tożsamości. Film Ryana Murphy’ego – inaczej niż jego poprzednie dokonania – mówi o tych ważnych kwestiach w sposób powierzchowny, stereotypowy, by nie powiedzieć: prymitywny. Dopiero gdy rozbudowany zostaje wątek postaci kreowanej przez Jamesa Cordena, w Balu odnajdujemy więcej wzruszeń i autentyzmu. W tle całości jest oczywiście miłość i nastoletnie uczucie między Emmą a jej dziewczyną Alyssą (Ariana DeBose), całkiem przypadkowo czarnoskórą, superatrakcyjną córką szefowej rady rodziców (Kerry Washington), tej samej, która zabroniła Emmie pojawienia się na studniówce z partnerką€¦ Społeczno-obyczajowy wymiar tej historii to poziom telewizyjnych oper mydlanych, szczęśliwie jednak obudowanie tego anturażem rodem z Lakieru do włosów powoduje, że tolerancyjno-wolnościowy przekaz wybrzmiewa pięknie i głośno, jakkolwiek nierealistyczna byłaby ta historia.

W czasach, gdy dobry musical zdarza się mniej więcej raz na dziesięciolecie, średnio udana produkcja taka jak Bal jest jak przysłowiowy rak na bezrybiu. Życzyłbym jednak sobie i Wam, by twórcy musicali nieco subtelniej podchodzili do warstwy fabularnej i nauczyli się operować kiczem tak, by nie przekraczać cienkiej granicy między świadomym kampem a zwykłą tandetą.

6/10

Tytuł: Bal
Tytuł oryginalny: The Prom
Premiera: 11.12.2020
Reżyseria: Ryan Murphy
Scenariusz: Bob Martin, Chad Beguelin
Zdjęcia: Matthew Libatique
Muzyka: David Klotz, Matthew Sklar
Obsada: Meryl Streep, James Corden, Nicole Kidman, Kerry Washington, Keegan-Michael Key, Andrew Rannells, Ariana DeBose, Jo Ellen Pellman, Tracey Ullman, Kevin Chamberlin, Mary Kay Place

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *