Gdybym miał stworzyć ranking najbardziej przereklamowanych filmów w historii, Mroczny rycerz byłby w nim wysoko – kto wie czy nie na samym szczycie! Już po wyjściu z kina w 2008 roku nie mogłem zrozumieć zachwytów nad filmem Nolana, nie mogę zrozumieć ich także teraz, ponad 12 lat po premierze drugiej części Nolanowskiej serii o Batmanie.

Mroczny rycerz

Szczerze mówiąc, byłem zdziwiony, że recenzja Mrocznego rycerza nie figuruje jeszcze w moim portfolio (podczas gdy mam na koncie recenzję trzeciej, ostatniej odsłony cyklu), dlatego gdy mój serdeczny przyjaciel, współtwórca cyklu NIEDOPATRZENIE Maciek Niedźwiedzki zasugerował mi zrecenzowanie legendarnego dzieła Christophera Nolana, nie wahałem się ani chwili. Zasiadłem przed telewizorem i ponownie, po kilkunastoletniej przerwie, zanurzyłem się w świat przestępczego, zdeprawowanego Gotham, by sprawdzić czy mój odbiór filmu Nolana zmienił się przez te lata. Swoją drogą już sam fakt, że pomimo łatwego dostępu przez tyle lat nie zafundowałem sobie powtórki z Mrocznego rycerza powinien zasugerować Wam, jaki mam stosunek do tej produkcji. I okazuje się, że jeśli przez ten czas moja ocena tego dzieła uległa zmianie, to raczej na gorsze.

Mroczny rycerz

Z perspektywy czasu jeszcze wyraźniej widać, że ten film stoi kreacją Heatha Ledgera, który świetnie sprawdził się w roli Jokera, choć – i tu niepopularna opinia – na Oscara zasłużył mniej niż, dziś już także świętej pamięci, Philip Seymour Hoffman, znakomity w niedocenionej Wątpliwości. Rola Ledgera to rzeczywiście festiwal aktorskiej brawury i charyzmy, a bez niego Mroczny rycerz już na pewno byłby filmem ledwie przeciętnym. To właśnie dzięki godnemu antagoniście film Nolana wznosi się ponad przeciętność, zwłaszcza w pierwszej połowie. To właśnie kilka początkowych aktów Mrocznego rycerza decyduje o jego wysokich ocenach – w dość surowej, kojarzącej się z klasycznymi kryminałami formie Nolan buduje wizerunek miasta zepsutego, skorumpowanego, prawdziwego jądra ciemności, w którym swoistym trzęsieniem ziemi staje się pojawienie Jokera. Przestępca, któremu nie zależy na pieniądzach czy autentycznej władzy – może za wyjątkiem władzy nad psychiką i lękami mieszkańców Gotham – to przeciwnik, z którym walczy się najtrudniej. W przywołujących na myśl Gorączkę Michaela Manna scenach napadów czy spotkań gothamskiego półświatka tkwi esencja Mrocznego rycerza. Gorzej robi się, gdy Bruce Wayne otwiera usta.

Mroczny rycerz

Nigdy nie lubiłem filmowych wcieleń bogatego alter ego Batmana – może poza tym w wykonaniu Michaela Keatona – ale że Wayne był nieodłączną częścią tego bohatera, przyjmowałem go z dobrodziejstwem inwentarza. O ile w Batman – Początek postać kreowana przez Christiana Bale’a imponowała mi zrozumieniem własnych słabości, konsekwencją i umiejętnością przezwyciężania lęków, o tyle w Mrocznym rycerzu już tylko irytuje. Złapałem się na tym, że oglądam nie tyle film o Batmanie, lecz o walce z Jokerem. I choć rzeczywiście jednym z wątków w filmie Nolana jest dyskusja o tym, czy Gotham w ogóle potrzebuje Batmana, postać Mrocznego Rycerza naprawdę mogłaby mieć trochę więcej charakteru i stylu. Pomijam już idiotyczny nosowy głos Człowieka-Nietoperza, ale w żadnej z kilku konfrontacji Batmana z Jokerem nie da się odczuć, by miał on jakąkolwiek przewagę nad szalonym przestępcą. Dochodzi do tego, że superbohater jest tu wodzony za nos jak dziecko, a styl jego „zwycięstwa” nad Jokerem jest cokolwiek dyskusyjny. I nawet jeżeli zamysłem twórców było, by ukazać Batmana bardziej jako człowieka niż bohatera, to można to było zrobić w dużo lepszym stylu.

Mroczny rycerz

Absolutnym nieporozumieniem jest też postać Rachel Dawes (kto by pomyślał, że wymiana Katie Holmes na Maggie Gyllenhaal będzie fatalnym błędem), która sypie poetyckimi wręcz kwestiami za każdym razem, gdy otwiera usta i trudno uznać ją za coś więcej niż koślawie skonstruowaną motywację do działania dla Harveya Denta (Aaron Eckhart), dla odmiany bardzo dobrze napisanego bohatera, którego ogląda się z przyjemnością. Kto wie, może można było z wątku ambitnego prokuratora wycisnąć nieco więcej, ale i tak postać Two Face’a to jedna z najmocniejszych stron Mrocznego rycerza. Druga część filmu Nolana to już jednak zbyt efekciarski zwrot w stronę kina superbohaterskiego (Batman wjeżdżający Batmotorem na ścianę? Litości!) i spłyconego moralizatorstwa w stylu „ludzie tak naprawdę są dobrzy”. Zamiast rasowego kryminału zostaje tylko czkawka po straconej szansie na wielkie kino.

Kiedyś oceniłem Mrocznego rycerza na naciąganą ósemkę, ale efekt „wow” sprzed kilkunastu lat (w dodatku spotęgowany doświadczeniem filmu w kinie”) zmienił się na efekt „meh” i obniżeniem oceny. I już nie dziwię się, że jakoś nie ciągnęło mnie w stronę Mrocznego rycerza przez ostatnią dekadę z okładem – to po prostu co najwyżej niezły film, którego fenomenu wciąż nie rozumiem. I pewnie już nigdy nie zrozumiem.

7/10

Tytuł: Mroczny rycerz
Tytuł oryginalny: The Dark Knight
Premiera: 14.07.2008
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Jonathan Nolan, Christopher Nolan, David S. Goyer
Zdjęcia: Wally Pfister
Muzyka: Hans Zimmer, James Newton Howard
Obsada: Christian Bale, Heath Ledger, Aaron Eckhart, Michael Caine, Maggie Gyllenhaal, Gary Oldman, Morgan Freeman, Eric Roberts, Chin Han, Nestor Carbonell

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *