Pablo Larraín jest w moich oczach twórcą nierównym – pierwszy mój kontakt z jego twórczością, czyli nominowane do Oscara No (2012), bardzo mnie rozczarował, zaś kolejny – nagrodzony Grand Prix w Berlinie El Club (2015) – prawdziwie mnie zachwycił. Surowość Jackie (2016) z kolei nieco zbiła mnie z tropu, ale wówczas wiedziałem już, że Larraín to twórca nietuzinkowy. Niesamowicie pulsująca Ema, będąca kompromisem pomiędzy audiowizualnym hajem a emocjonalną terapią, tylko to potwierdza.

Ema

Nie ma wątpliwości – największą siłą filmu Larraína jest Mariana Di Girólamo, która wcale nie musiałaby grać, a i tak hipnotyzowałaby widza. Trzydziestoletnia aktorka z dość skromnym doświadczeniem po prostu rozsadza ekran, bez względu na to czy gra skruszoną matkę, czy roztańczoną kokietkę. A tak naprawdę postać Emy skrywa sobie znacznie więcej osobowości: potrafi być nienawistną żoną, namiętną kochanką i zagubioną matką. Poznajemy ją w osobliwym momencie – ubrana w niemal bojowy skafander i wyposażona w miotacz ognia stoi na nabrzeżu bezimiennego miasta, którym później okazuje się Valparaiso, jedna z największych aglomeracji Chile. To właśnie tam Emę pochłonęła jej największa pasja – taniec – i tam założyła rodzinę, po której zostało już tylko wspomnienie. Ema, wraz ze swoim 12 lat starszym małżonkiem Gastónem (stały współpracownik Larraína, Gael García Bernal), adoptowała chłopca, którego później zwróciła do „systemu” – mały Polo okazał się trudnym do wychowania dzieckiem, a po serii bardzo przykrych w skutkach wybryków chłopca adopcyjni rodzice zdecydowali, iż nie mogą dłużej się nim zajmować.

Ema

Decyzja, którą podejmują Ema i Gastón, prześladuje ich przez cały film – przedstawicielka urzędu adopcyjnego jest wstrząśnięta ich brakiem odpowiedzialności, koleżanki z pracy (Ema uczy tańca w szkole podstawowej) mówią bohaterce wprost, że nie wyobrażają sobie dalszej współpracy z nią. Młoda kobieta nie potrafi poradzić sobie z ciężarem konsekwencji swojej decyzji i choć krótkie chwile ukojenia odnajduje w tańcu, nie przestaje myśleć o Polo. Emocjonalna huśtawka Emy udziela się widzowi – na przemian współczujemy dziewczynie i wściekamy się na nią; rozumiemy jej rozterki, a jednocześnie w myślach karcimy ją za nieodpowiedzialne zachowanie. Emę oceniają wszyscy, poza samym Larraínem – reżyser tworzy z filmu scenę dla swojej niesamowitej bohaterki, wstrzymując się od wydawania sądów. Daje jej się emocjonalnie „wyszaleć”, choć Ema to kobieta, którą trudno nazwać mianem „drama queen” – w licznych scenach konfrontacji z Gastónem jest opanowana, wręcz zimna; potrafi zadać ból słowami, ale jest przy tym niezwykle spokojna. Można się tylko domyślać, jakie emocje kotłują się w Emie, ale ona nigdy nie daje nam tego po sobie poznać. Ekspresję odnajduje w tańcu, nie w krzyku i awanturach.

Ema

Ema to film pełen namiętności – zdjęcia Sergio Armstronga wydobywają zmysłowość nie tylko ze scen tańca czy seksu, ale nawet z budynków Valparaiso. Do najwspanialszych należą sekwencje, w których obserwujemy Emę tańczącą solo na nabrzeżu, przy akompaniamencie niesamowitej, hipnotyzującej muzyki Nicolas Jaara i świateł pogrążającego się w zmroku miasta. Larraín jest poetą obrazu – z niemal wojerystycznym zacięciem obserwuje Emę, która zdaje się iść przez życie, tańcząc. To nie tylko jej zawód czy pasja, ale styl życia – trudno uwierzyć, że znalazła w nim miejsce na cokolwiek innego poza tańcem. Czy właśnie dlatego zdecydowała się porzucić rodzicielstwo? Tego nigdy się nie dowiadujemy, bo Larraínowi nie zależało na rozbudowanej historii – scenariusz Emy był ledwie naszkicowany, a duża część tego, co widzimy na ekranie to improwizacja. Tak jak w tańcu, reżyser zdecydował się postawić na intuicję, a dzięki temu Ema nie sprawia wrażenia wystudiowanego dramatu rodzinnego. To film pulsujący, hipnotyzujący swym rytmem, wręcz wypływający z ekranu w takt akompaniującego tancerzom reggaetonu.

Ema

Bardzo żałuję, że Ema trafiła do kin w tak trudnym dla nich momencie – w tych niepewnych czasach wielu widzów nadal unika publicznych seansów, a mam poczucie, że film Pablo Larraína mógłby stać się tegorocznym hitem arthouse’u i przyciągnąć do kin studyjnych tysiące widzów. Trzymam jednak kciuki, by w tej mocno ograniczonej liczbowo widowni Ema wybrzmiała tak mocno, jak w mojej głowie i sercu.

Ocena: 8/10

Tytuł: Ema
Premiera: 18.09.2019
Reżyseria: Pablo Larraín
Scenariusz:
 Guillermo Calderón, Pablo Larraín, Alejandro Moreno
Zdjęcia: Sergio Armstrong
Muzyka: Nicolas Jaar
Obsada: Mariana Di Girólamo, Gael García Bernal, Santiago Cabrera, Paola Giannini, Giannina Fruttero

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *