Dopiero co świętowaliśmy jubileusz 20. odcinka cyklu NIEDOPATRZENIE, a tymczasem to już trzeci odcinek trzeciej dziesiątki! Tym razem na tapet wzięliśmy Witajcie w Marwen, dostępny od niedawna na platformie Netflix dramat Roberta Zemeckisa z 2018 roku. Sprawdźcie, co mieliśmy do powiedzenia na temat przedostatniego jak dotąd dzieła twórcy Forresta Gumpa.

Maciek: Nieuniknione wydaje się to, że po naszej rozmowie o Innych znowu będziemy musieli dotknąć tematu traumy. Bolesnego przechodzenia przez nią i trudnego jej przepracowywania. Nie chciałbym bagatelizować tego wątku, ale może zacznijmy w nieco innym miejscu. Jak Witajcie w Marwen prezentuje się w filmografii Roberta Zemeckisa? Czy Mark Hogancamp (Steve Carell) jest zupełnie nowym typem bohatera czy ma w sobie coś z Forresta, Marty’ego McFly czy Philippe’a Petit

Dawid: Żaden z wymienionych przez Ciebie bohaterów z wcześniejszych filmów Zemeckisa nie przeszedł tak wiele, jak Mark, chociaż pewnie najbliżej będzie mu do Forresta Gumpa. Obaj zostali zmarginalizowani przez społeczeństwo – Forrest przez swoje drobne upośledzenie, Mark ze względu na swój stan psychiczny – obaj muszą mierzyć się z przeciwnościami, które wydają się z pozoru ponad ich siły. Jest tu jednak zasadnicza różnica – ze względu, albo właściwie dzięki swojej przypadłości Gump w zasadzie nie odczuwa strachu, podczas gdy Hogancampa strach wręcz paraliżuje. To właśnie lęk i przerażenie, wyrastające z traumy, o której wspomniałeś, nie pozwalają mu w pełni uczestniczyć w życiu społecznym.

Witajcie w Marwen

Maciek:  Zgodzę się, że żaden z nich tak wiele nie doświadczył, ale wszyscy mają w sobie coś z marzycieli, umiejętności innego patrzenia na otaczający świat. Forrest dzięki swojej dobroci, bezinteresowności wszystko widzi ostrzej i jednowymiarowo. Marty w Powrocie do przyszłości ma dostęp do niesamowitej, otwierającej oczy technologii, Petit to marzyciel wręcz stereotypowy, a na Chucku z Cast Away przyjęcie takiej postawy wymusza sytuacja. Mark z Witajcie w Marwen, fotograf, inscenizator, artysta to bohater do nich zbliżony. Zemeckis ewidentnie lubi taką tematykę, interesuje go jak ludzie widzą więcej, inaczej, jak radykalnie zmieniona jest im perspektywa na własne życie. Czy to przez bycie rozbitkiem na bezludnej wyspie, brutalne pobicie czy upośledzenie.

Dawid: Mam wrażenie, że ciut za daleko idziesz w tej interpretacji. Marty z Powrotu do przeszłości jest trochę przypadkowo wrzucony w całe to zamieszanie – marzycielem jest prędzej Doc Brown – a taki Chuck na bezludnej wyspie ląduje przypadkiem i trudno to uznać za jakąś formę spełniania marzeń. Natomiast jeden wspólny mianownik, jaki zdają się mieć bohaterowie Zemeckisa to nie tyle marzenie, co przygoda – bo wszyscy protagoniści tego reżysera, przynajmniej z tych bardziej obyczajowych produkcji, przeżywają jakiegoś rodzaju ekscytującą przygodę: i można to powiedzieć zarówno o gwiazdkowych filmach Zemeckisa, jak i nawet jego wcześniejszych dziełach, takich jak Miłość, szmaragd i krokodyl czy Kto wrobił królika Rogera?. U twórcy Forresta Gumpa przygoda jest pewnym constansem – zmienia się za to jej funkcja: czasem jest formą udowodnienia czegoś sobie lub światu, innym razem ma rolę terapeutyczną, jak w Witajcie w Marwen właśnie.

Witajcie w Marwen

Maciek: Zgodzę się. Zapędziłem się trochę przy określeniu „marzyciele”. Nie chodziło mi o to, że bohaterowie Zemeckisa są odlatującymi w wyobraźni lekkoduchami, ale często stawiani są wobec nieprzewidywalnych sytuacji / niezrozumiałego otoczenia i wtedy ich wewnętrzne usposobienie (Mark w Witajcie w Marwen, Forrest Gump) bądź zmuszające okoliczności (Chuck w Cast Away) pozwalają zmienić się / otworzyć szeroko oczy i dzięki temu finalnie przetrwać. Oczywiście zgoda, marzycielem w Powrocie do przyszłości jest Doc Brown. I on jest właśnie krystalicznym przykładem takiej postawy. 

Wróćmy jednak do Marwen i jego wiodącego tematu. Bardzo przekonała i urzekła mnie ta relacja między prawdziwym życiem a wyobrażonymi wojennymi przygodami zabawek. Nie jest to tylko popis techniczny, ale zabawnie uproszczony, błyskotliwy, twórczy zabieg. Przede wszystkim jednak psychologicznie umocowany, bogaty w znaczenia i dający wgląd w portret Marka. To tam wychodzi jego osobowość, jego miłostki i słabości. Najciekawsze jest dla mnie to, że, uciekając tam, wcale się nie leczy. Nie pomaga mu to. To raczej azyl, tymczasowy schron. Wygrać może tylko w konfrontacji z prawdziwym życiem.

Dawid: To prawda, kapitan Hogie, czyli kukiełkowa wersja Marka, nie jest tak naprawdę nim, ale zupełnie odrębną postacią. Podobnie kobiety, które bohater wprowadza do swojego laleczkowego świata – choć wzoruje je wyłącznie na osobach lub postaciach, które zna, relacje Hogiego z pozostałymi lalkami są zupełnie inne niż relacje Marka z kobietami, z którymi ma kontakt w prawdziwym życiu. Wyjątkiem staje się Nicol (Leslie Mann), nowa sąsiadka, która wywraca świat Hogiego – a tym samym Marka – do góry nogami. Zwróć uwagę, że bohater swobodnie rozmawia ze swoimi przyjaciółkami – właścicielką sklepu, koleżanką z pracy – o kukiełkach, które do nich upodobnił. One nie martwią się o to, że Mark „bawi się” nimi, gdy one tego nie widzą – wiedzą doskonale, że on tego potrzebuje, a w świecie, który stworzył, nie pozwoli ich skrzywdzić. To małe uniwersum Marka jest piękną analogią do dziecięcej wyobraźni – każdy z nas jako kilkuletni brzdąc tworzył całe historie i wszechświaty, zamieszkałe przez najróżniejsze postacie. Marwen to miasteczko, w którym bohater chowa się, by nie musieć mierzyć się z rzeczywistością, kojarzącą mu się głównie z traumą pobicia, którego padł ofiarą.

Witajcie w Marwen

Maciek: Dokładnie. Ta niebezpośredniość i nieprzekładalność w skali 1:1 wydarzeń z zabawkowego Marwen na prawdziwe życie jest bardzo dużą wartością filmu Zemeckisa. Nie powiem, że kilka razy przypominał mi się Pixar i to jak w swoich filmach wnika w psychikę swoich postaci, jak najbliższe otoczenie zyskuje swoją reprezentację w wyobraźni i jak się manifestuje. Toy Story to rzecz jasna najoczywistsza analogia, ale Witajcie w Marwen w oddaniu relacji jawa-wyobraźnia uderza w podobne tony, co Pixar. Zemeckis robi to z podobną czułością i sympatią. 

Dawid: O tak, czułość to bardzo trafne słowo – Zemeckis pochyla się nad swoim bohaterem z taką samą troską, jaką przyjaciele Marka roztaczają wokół niego. To oczywiście trochę zbyt idealny świat – jedynymi złoczyńcami wydają się sprawcy napaści i były partner Nicol – ale podoba mi się ta wizja świata pełnego zrozumienia dla krzywdy. Choć łatwo byłoby przypiąć Markowi łatkę „wariata” albo „zwyrodnialca” – bo przecież tworzenie lalek na kształt kobiet ze swojego otoczenia nietrudno można byłoby uznać za zaburzenie – to Nicol, Carlala czy przede wszystkim Roberta (Merritt Wever) oferują cierpiącemu bohaterowi znacznie więcej niż „small talk”. Próbują go zrozumieć i autentycznie interesują się tworzonym przez niego światem, a to chyba najlepsza forma terapii.

Witajcie w Marwen przemówił do mnie także wspaniałym aktorstwem. O tym, że Steve Carrell to doskonały aktor, wiedziałem już oczywiście wcześniej, ale w filmie Zemeckisa ponownie potwierdził ogromny talent dramaturgiczny. Ujęły mnie także Leslie Mann i Merritt Wever jako dwie ciepłe, życzliwe kobiety mające na uwadze dobro swojego przyjaciela. Świetny epizod zalicza tu Gwendoline Christie – znana dotąd głównie jako Brienne z Tarthu z Gry o tron postawna aktorka tym razem, niestety na krótko, wciela się w „szaloną Rosjankę”, jak określa ją Mark. Najciekawsze zadanie aktorskie stało natomiast przed Diane Kruger, która nie pojawia się w filmie osobiście, lecz pod postacią lalki-wiedźmy, choć trzeba przyznać, że podobieństwo do Kruger jest tu bardzo wyraźne.

Witajcie w Marwen

Maciek: Tak, każda postać ma jakiś charakter, reprezentuje jakieś wartości, a Mark lokuje w nich swoje emocje. Od czarnych charakterów, przez przyjaciółkę i miłosną sympatię po zdrajczynię. Zemeckis zręcznie posługuje się tymi bajkowymi postawami i plecie z nich interesującą fabułę. Cieszę się też, że reżyser Forresta Gumpa odszedł od tego okresu swojej kariery kiedy przede wszystkim interesowała go technologia i jej kreacyjne możliwości (Ekspres polarny, Beowulf, Opowieść wigilijna). W przypadku Witajcie w Marwen najważniejsza jest opowieść i bohater. 

Dawid: O tak, powrót Zemeckisa do pełnych wyobraźni, ale bardzo ludzkich i rzeczywistych historii mnie także ucieszył, bo choć twórca Powrotu do przeszłości kilka razy udowadniał, że radzi sobie dobrze w niemal każdej konwencji filmowej, to jednak te proste, obyczajowe historie, w których jest bardzo blisko bohatera, wychodzą mu wyjątkowo dobrze. Witajcie w Marwen to idealna mieszanka baśniowości i realizmu, w której jest miejsce zarówno na piękną inscenizację, jak i pogłębiony portret postaci. Małe wielkie kino.

€”€”€”€”€”€”€”€”€”€”€”

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnice Brokeback Moutain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą trylogię Toy Story. Od dłuższego juz czasu w redakcji filmorgu. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i, co roku w maju, festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

Maciej Niedźwiedzki – krytyk filmowy, redaktor portalu Film.org.pl, niezrównany znawca filmów animowanych. O sobie pisze tak:

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydziełoczyli Tajemnice Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą trylogię Toy Story. Od dłuższego już czasu w redakcji Filmorgu. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i, co roku w maju, festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

OCENY
Dawid: 8/10
Maciek: 7/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *